Reklama

Tau "Ikona": Rapowa droga krzyżowa [RECENZJA]

Nie Kielce, ale niebo represent. Aspektu lokalnego tu niewiele, ale wiary, nie tylko w Boga, ale i w samego siebie, jest na "Ikonie" aż w nadmiarze. I dobrze, bo Tau po raz kolejny udowadnia, że nie warto go przekreślać.

Nie Kielce, ale niebo represent. Aspektu lokalnego tu niewiele, ale wiary, nie tylko w Boga, ale i w samego siebie, jest na "Ikonie" aż w nadmiarze. I dobrze, bo Tau po raz kolejny udowadnia, że nie warto go przekreślać.
Okładka płyty "Ikona" Tau /

Rap na niedzielę, a nie niedzielny rap. Tau często niesłusznie spychany jest na margines, a przecież to pełnoprawny MC. Ze skillami, z elastycznym i giętkim flow, operujący celnymi metaforami, czyli pod każdym względem lepszy od większości konkurentów. A jak trzeba to nie tylko pójdzie do kościoła, ale i ładnie zaśpiewa. Na "Ikonie" dzieje się dużo dobrego, nawet jak zdarzają się banalne rymy w postaci "kawę - potrawę" w "Lifestyle'u", a w "Saharze" stylistyczny wyścig z samym sobą wydaje się nie mieć końca.

Reklama

Bracia i siostry, Tau dobrze pisze, nawet kiedy uskutecznia miałkie "Crash". Zabawnie brzmi "A o piętnastej Koronka, nie mam na myśli wirusa" w "Lifestyle'u", jednym z lepszych tu numerów. "Horhe" imponuje nie tylko pomysłem, ale i szczegółami w narracji oraz zaskakującą końcówką opowieści. Już dawno nikt tak dobrze jak Tau nie nawinął jak o koszykówce - "Latałem z tobą między blokami jak Westbrook / Rzucałem na tablicę zanim pojawił się Facebook" z "Basketballu". Wszechobecne są tu propsy nie dla ziomków, ale dla rodziny, co najważniejsze ze smakiem, bez pustych i pretensjonalnych wersów.

Jest też o próbach wyciągania z życiowego dołka w "Bukiecie kwiatów" (fantastycznie rozpisane "Te czerwone to jest wielka miłość / Kwitną, gdy podlewasz wiarą / A bez tego szybko wyschną / Potem zwiędną, gdy zabierzesz światło"). Albo to - "Pora wracać" i zawarte w niej "Czasami jestem DJ-em / Chcę wymiksować się z moich problemów / A płyta zacina się w kółko i wciąż powtarzam się w tym samym dechu". Unosi się nad tym wydawnictwem duch, może nawet i święty, a w dodatku pełen patriotyzmu, jak w "Quo Vadis".

Gospodarzowi nie zawsze pomagają goście. Z.B.U.K.U myślami chyba lawiruje pomiędzy kartkami szkolnych złotych myśli z jakże odkrywczym "Komu mam zaufać, kiedy nie ufam sam sobie?". Podobnie jak Sarius, który brzmi tak, jakby napisał zwrotkę do innego numeru i jego styl aż za bardzo gryzie się z Tauem. Pochwała należy się Małachowi, który nieźle uzupełnia kielczanina w hołdzie dla czterech elementów - "Porze wracać" - przemycając trochę podwórkowej nostalgii.

Dobro słowem czynią księża, ale nie w stricte raperskim wydźwięku. Ks. Jakub Bartczak to żadna tam ciekawostka, ale stary, dobry Mane, tylko bardziej uduchowiony, za to ks. Maciej Czaczyk to co najwyżej zawodzenie współgrające z gitarą akustyczną i podprogową informacją, że został laureatem "Must Be The Music". Można więc i tak.

Swoje frazesy "Piszę to pełną parą, rzadko robię robię spację / Stworzyliśmy z twoją mamą niezłą konstelację" B.R.O. mógłby jednak zostawić u siebie, w porównaniu do ostatniej płyty i tak notuje progres. Przed Lipkiem jeszcze trochę pracy, bo jego kilka nic nie wnoszących linijek w "Basketballu" to trochę za mało.

Szacunek w tej hiphopowej parafii idzie za to do producenta większości numerów - Rosjanina lxvw.xo. Brzmi tak, jakby nie mógł się zdecydować, czy stawia na trap ("Stars"), czy skręca w stronę cloud rapu ("Na własne oczy"), zastanawiając się przy tym, czy przypadkiem nie skryć się na końcu Soundclouda. Ale ta na rozmyta, chałupnicza podróż z często oszczędnymi kompozycjami, werblami i stopami z jednej paczki, może się podobać.

Często prym wiedzie gitara ("High Life"), w innym miejscu główną rolę odgrywa wokalny sampel ("W pół drogi"). Aha, sam Tau też potrafi obsługiwać sampler i oprogramowanie - "Sahara" brzmi jak kopia dzieł kolegi ze wschodu, ale z najlepszymi tu najntisowymi bębnami, które przejmują końcówkę numeru. "Kod" też zostaje w rodzinie, więc bonusowe kieszonkowe należy się dla syna rapera - Alexa.

Pełno na "Ikonie" refrenów, często na jednym patencie, mało też chwytających. Goście w większości też mogliby dać trochę więcej od siebie. Rządzi za to produkcja, intrygująca niczym zagadki Ojca Mateusza, ten specyficzny, ogólny klimat, którego próżno szukać gdzie indziej i sam Tau. Nie dla niewierzących, również nie dla niedowiarków, zwłaszcza tych, którzy wątpią w talent rapera. Ale dla nich rada na sam koniec - słuchajmy muzyki, nie poglądów.

Tau "Ikona", Bozon Records

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tau | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy