szymonmówi "Coś się zepsuło": Pozory mylą [RECENZJA]

Jeśli będziecie słuchać "Coś się zepsuło" nieuważnie, pomyślicie pewnie, że to lekka, ciepła płyta przepełniona wpadającymi w ucho melodiami. Tymczasem diabeł tkwi w szczegółach, bo za tą maską kryje się brutalnie szczera i jedna z najbardziej zgryźliwych wobec rzeczywistości płyt.

Okładka płyty "Coś się zepsuło" projektu szymonmówi
Okładka płyty "Coś się zepsuło" projektu szymonmówi 

Projekt szymonmówi założony został przez Szymona Żurawskiego, którego nagrania z grania na ulicy sprzed lat można bezproblemowo znaleźć w internecie. Miał swój peak popularności, ale zamiast go wykorzystać, postanowił żmudnie dopracowywać "Coś się zepsuło", z którego to albumu pierwsze zajawki - obecne zresztą na samym krążku - usłyszeć mogliśmy już w 2017 roku. Tak przy okazji, kto by pomyślał, jak bardzo świat zmieni się od tamtego czasu.

Przy pierwszym kontakcie na pewno momentalnie zwraca uwagę głos gospodarza - jeden z wyższych, z jakimi mieliśmy do czynienia na rodzimym poletku; złośliwi określiliby go nawet mianem kreskówkowego. Na szczęście Szymon robi z niego odpowiedni pożytek, w pełni wykorzystując niepowtarzalność, jaką oferuje mu tego rodzaju barwa. Jasne, niektórym słuchaczom przyzwyczajanie się zajmie chwilę, ale warsztatowo naprawdę trudno się tu czego przyczepić.

Grajkowe korzenie Szymona da się usłyszeć w wielu momentach. W części piosenek dominującym instrumentem jest gitara lub blisko powiązane z nią instrumenty strunowe, wokół której dobudowywane są kolejne warstwy.

Przy czym warto pochwalić fakt, że szymonmówi to projekt starający się nie zamykać się w konkretnych ramach - już otwierający płytę "Fantastyczny Pan Lis (Cela Incela)" rozpoczyna śpiewami na ambientowych padach, by potem wejść w vibe rocka stadionowego, o który dałoby się oskarżyć późne U2. W międzyczasie mamy na przykład "Napisy końcowe" utrzymane w stylu country czy skoczny do bólu "Miejski zakład komunikacji".

Mógłbym wymieniać tak dalej, ale w rzeczywistości o warstwie muzycznej w przypadku tej płyty trudno pisać bez wspomnienia o treści. Ta stanowi bowiem integralną część - i prawdę mówiąc - nadaje kompozycjom zupełnie innego wymiaru niż z początku by się wydawało.

Niesamowite jest to, jak łatwo można pomyśleć o "Coś się zepsuło" jako lekkiej i przyjemnej płycie, jeśli nie skupimy się na tym, co Szymon Żurawski ma do powiedzenia. A tu groteska gra pełną parą. W "Najpiękniejszym końcu świata" artysta potrafi rzucić niespodziewanie "Jeśli szczęście, szczęście dopisze mi/To ja przeżyję i zobaczę, jak będziecie gnić", by w końcu śpiewać o bezczeszczeniu zwłok.

"Grochów" to skoczna melodia, która dość mocno nawiązuje do stołecznej tradycji muzycznej, podczas gdy Szymon rzuca tam tekst o przemocy wobec kobiet. "Dzikość serca" szybko z piosenki o zapewnianiu bezpieczeństwa ukochanej osobie przekształca się w pieśń o chęci zemsty na zdradzającej partnerce, a to wszystko na kompozycji bliskiej dziełom Kings of Leon.

Najbardziej szokuje "Najgorętsze lato w historii (Punkt zapalny)", które może wydawać się infantylną, wesołą pozycją - tymczasem to dość przerażająca piosenka o konsekwencjach zmian klimatycznych. Uderza to szczególnie, kiedy pod koniec utworu pojawiają się kipiące niewinnością wokale dziecięce, wyśpiewujące "Delfin i panda, bocian i ślimak/Niedługo tylko w książkach i w filmach". Te kontrasty działają, bo wprawiają słuchacza w osłupienie, a przy okazji powodują chęć natychmiastowego powrotu w celu upewnienia się, czy aby na pewno się nie przesłyszeliśmy.

Oczywiście są momenty, gdy to, co dzieje się w tekście i w samej muzyce idzie ze sobą ręka w rękę. "Negatywka (Mechaniczna pomarańcza)" lawiruje gdzieś pomiędzy spokojniejszymi momentami z drugiego albumu Placebo oraz dojrzalszego okresu happysadu. Melancholijny klimat, nieco oniryzmu. W podobne rejony wchodzą nieco rojkowy "(Kolejny) Ostatni romantyczny zachód słońca" czy kończący płytę "Cudzowstyd". Dzięki tym utworom słychać, że Szymon ma o wiele, wiele więcej do zaoferowania pod kątem muzycznym niż zabawa groteską, przez co jestem spokojny o przyszłość projektu bez obaw o wypalenie formuły.

Zmierzając do końca, "Coś się zepsuło" jawi się jako płyta, która lubi grać na sprawdzonych schematach, tworzyć pozory, by nagle wywracać wszystko o 180 stopni. Napisałbym, że to niebanalne piosenki w banalnym opakowaniu, ale i to byłoby sporym uproszczeniem oraz niesprawiedliwością. Bo prawda jest taka, że doświadczenie tak przyjemne i ciepłe w odczuciu, jak zwodnicze. Szymon bowiem niejednokrotnie będzie rozdrapywać wam zabliźnione rany sumienia. Ale dzięki temu zaoferował jeden z najlepszych debiutów tego roku. Nadrabiać koniecznie!

szymonmówi "Coś się zepsuło", Mystic Production

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas