Szczeniacki house z laboratorium

Daniel Wardziński

Disclosure "Settle", Universal Music Polska

"Krążek chwytliwy i przebojowy, ale daleki od bycia liderem nowych trendów"
"Krążek chwytliwy i przebojowy, ale daleki od bycia liderem nowych trendów" 

Guy i Howard Lawrence to bracia (22 i 19 lat), których single na Wyspach zyskały hitowy status i potężną rotację. Płyta "Settle" zewsząd określana jest klubowym debiutem roku. Wszyscy, którzy przy nowym Daft Punk narzekali na to, że ikona house'u idzie bardziej w stronę muzyki globalnej, mogą znaleźć pocieszenie w nowym odkryciu rodem z brytyjskich klubów.

Bracia w swoim spojrzeniu na house i 2step postawili na prostotę i to chyba właśnie ona zapracowała na ich sukces. Chociaż sami mówią, że to coś więcej niż muzyka do tańczenia, to jednak większa część tego materiału opiera się na mocnym, punktowym werblu, a dynamika produkcji ma w sobie olbrzymie pokłady tanecznej energii. Prostota albumu jest pozorna. Materiał jest starannie zaaranżowany, ale nie na współczesną modłę, która sugeruje w ramach jednego numeru mieścić kilka czy kilkanaście klimatów. Motywy przewodnie są tutaj mocno i odważnie eksploatowane, a ich nieskomplikowana siła często oparta jest na kilku akordach dobrze wyselekcjonowanego brzmienia klawiszy i przez to szybko zapada w pamięć. To co trochę odróżnia Disclosure od pokrewnych zespołów to fakt, że niewiele tutaj miejsca na muzykę instrumentalną i w większości kawałków pojawia się wokal, bardzo często o dużym hitowym potencjale.

Bracia Lawrence napawają się swoim zamiłowaniem do niskiego, liquidowego basu używanego w bardzo specyficzny, krótki i cięty sposób. Świetnie słychać to w "Defeated No More" z Edem Macfarlanem, jednym z najlepszych i najbardziej intrygujących numerów na płycie. Kompozycja uzupełniona jest ciekawymi, zaskakującymi nieco dźwiękami tła, klawiszami na pogłosie, a potem zupełnie innymi, które zaczynają dynamicznie zgrywać się z bębnami. "Settle" to taki typ muzyki, która kręcąc się według pewnego szkieletu utworu, przenika się nawzajem w swoich niuansach, w drobnych urozmaiceniach drugiego i trzeciego planu, których na początku często nawet się nie zauważa po to, żeby stopniowo narastały i zmieniały swoją rolę, wypływały naprzód i znowu znikały.

Z jednej strony fascynujące skąd u tak młodych ludzi tak wysokie umiejętności i tak duże wyczucie muzyki klubowej, a z drugiej warto też zauważyć, że bardzo wyraźnie słychać tu ducha tego wieku w samych kompozycjach. Emocje i energia są bardzo chwytliwe i uniwersalne, ale czuć w nich trochę szczeniackiego gustu, muzycznej naiwności, która skłania do prostych rozwiązań. Te jednak w większości wypadków dobrze się bronią.

Czasami materiał zaczyna się nieco zlewać i da się tu i tam wychwycić nieprzyjemną dłużyznę. Tym bardziej, że całość podana jest w bardzo sterylnej formie. Disclosure brzmi trochę jak muzyka z laboratorium, wypielęgnowana do przesadnego połysku przez co tracki bardzo często brzmią tak podobnie, że zgadywanie, który numer leci w tej chwili nie zawsze należy do prostych.

Płyta kręci się wokół garage house, ale da się tutaj słyszeć echa przeróżnych inspiracji, od dubstepowych basów, przez "Help Me Lose My Mind" w klimacie często określanym jako "ambitny pop" przez produkcje kojarzące się z Chase&Status jak "You & Me" czy hitowe "Latch" (ponad 15 mln odtworzeń robi wrażenie). Mainstreamowe zacięcie jest bardzo efektowne i wplecione zawsze tak, żeby nie zepsuć strony artystycznej. Dyskotekowe szlagiery nasuwające chwilami na myśl Jamiroquaia równie dobrze sprawdzą się w klubie jaki i w aucie czy w fotelu. Uptempowy charakter niczego tutaj nie przesądza - przeciwnie, w swojej przewrotności pozwala na spojrzenie na "Settle" z wielu perspektyw.

Na wielkie brawa zasługuje dobór i forma gości przeważnie śpiewających w wysokiej tonacji, która w dyskotekowej oprawie daje znany i nadal pożądany efekt. Świetnie w takiej stylistyce wypada np. Jamie Woon. Sam Smith jest trochę zbyt ugłaskany, ale nadal pasuje, a Eliza Doolittle to jedna z głównych przyczyn tego, że "You & Me" to najlepszy kawałek na albumie. To jednak bracia Lawrence sprawili, że o "Settle" mówi się w dyskusjach o debiucie roku. Może odrobinę na wyrost, może trochę za wcześnie, ale z pewnością nie bez podstaw.

"Settle" to album zaskakujacy zaawansowaniem brzmieniowym w tak młodym wieku, ale jednocześnie dający nam w tym wszystkim trochę z młodzieńczego entuzjazmu autorów. Krążek chwytliwy i przebojowy, ale daleki od bycia liderem nowych trendów. Na tyle dobry jednak, żeby dalsze poczynania Disclosure obserwować po nim ze wzmożoną uwagą. Prawdopodobnie to dopiero początek dużej kariery, która może przynieść jeszcze wiele zmian.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas