Stara maszyna nie rdzewieje
Depeche Mode "Delta Machine", Sony Music Poland
Zacznijmy najbanalniej jak się tylko da - tytuł płyty wiele mówi o jej zawartości i brzmieniu Depeche Mode w ogóle.
Wiadomo, że Depeche Mode na początku byli bardziej "machine", to oni rozruszali cały ten fikuśny synth-pop, by później stać się pionierami poważnej muzyki elektronicznej i nowatorami w kwestii samplingu. Wreszcie, w pewnym momencie ewolucji w brzmieniu Depeche Mode coraz częściej zaczęły się pojawiać korzenno-bluesowe wtręty rodem z - tak tak, zgadliście - delty Missisipi. Nie żadne tam wąsate gitarowe wirtuozerie czy pachnące podłym piwem singalongi, ale soczyście surowe partie gitary. Na "Delta Machine" honoru depeszowych bluesów broni lepki jak sierpniowa noc w Luizjanie "Slow". Afroamerykańską estetykę słuchać jeszcze w zamykającym całość "Goodbye" i singlowym "Heaven", gdzie zespół unosi się na gospelowej wzniosłości.
A jak się ma maszyna? Depeche Mode mają świadomość, że ich rola awangardy muzyki elektronicznej skończyła się jeszcze w latach 80. i zupełnie nie zamierzają tego zmieniać. Po prostu nie muszą. Jednocześnie są czujnie wyczuleni na wszelkie nowobrzmieniowe zagrywki. "Welcome To My World" bulgocze dubstepem, kolejny walczykowaty "Angel" również nie jest obojętny na to, co wydarzyło się w tzw. bass music. Jest też mniej skrillexowo. Na przykład cudownie minimalistyczny "My Little Universe" brzmi jak numer Actress (informacja dla laika: najbardziej progresywny twórca eksperymentalnej muzyki elektronicznej) z gościnnym wokalem Dave'a Gahana.
Sięganie do tego, co nowe w muzyce tanecznej ma również swoje złe strony. Po pierwszym przesłuchaniu "Delta Machine" w głowie nie zostały mi piosenki - a zespół Depeche Mode to przecież zespół stricte piosenkowy - a zabiegi produkcyjne, aranżacyjne i inteligentne cytowanie eksperymentalnych stylów elektronicznych. No dobra, a gdzie są te przeboje, którymi Depeche Mode od dekad porywają stadiony na całym świecie?
Znalazłem je po drugim-trzecim przesłuchaniu: "Broken", "Slow" czy przede wszystkim drugi singel "Soothe My Soul". Dlaczego tak późno? Odpowiedź narzuca się sama. Zawartości przebojowości w nich mało jak na depeszowe standardy. Oczywiście, Depeche Mode już dawno przestali być jedynie singlowym zespołem. To poważna grupa wydająca od jakichś 25 lat poważne albumy, których należy słuchać od początku do końca. Single były tylko wisienkami.
A jeżeli jesteśmy już przy dyskografii Brytyjczyków... Przygotowując się do recenzji "Delta Machine" odświeżyłem sobie poprzedni album Depeche Mode "Sounds Of The Universe". Upływ czas nie zmienił mojej opinii o tamtej płycie - że to album dobry, ale dostateczny. "Delta Machine" nie jest wcale, ale to wcale lepszą płytą.
7/10