Słuchać, chłonąć, zalegalizować!

Ketha "2nd Sight", Instant Classic

Ketha otwiera drzwi do innego wymiaru
Ketha otwiera drzwi do innego wymiaru 

Uczucie depersonalizacji, odrealnienia, oderwania od ciała, zaburzenia w odczuwaniu upływu czasu, barwne wizje i efekty wizualne przypominające marzenia senne, a także utrata kontaktu ze światem zewnętrznym - to encyklopedycznie ujęty stan świadomości po zażyciu psychoaktywnej ketaminy. Rekreacyjna dawka dźwiękowej ket(h)aminy zaaplikowana nam przez rzeszowską Kethę na drugim albumie "2nd Sight" otwiera wrota do podobnego wymiaru. Słuchać, chłonąć, zalegalizować!

Porównując "2nd Sight" z debiutem "III-ia" sprzed pięciu lat, słychać, iż Ketha wydoroślała, okrzepła, ustaliła wyraźny kierunek rozwoju. Hałaśliwy amalgamat z jedynki stopiony na zasadzie "pokażmy, co umiemy", zastąpili większym rezonem, zwartą koncepcją oraz - przy całym rozgrywającym się tu szaleństwie, dysonansach, polirytmii i zdynamizowaniu - bardziej linearną konstrukcją.

"2nd Sight" nie jest jednak płytą łatwiejszą w odbiorze. Dzięki zaimplementowaniu znacznie większej ilości psychodelicznych pierwiastków, jak choćby w numerze "Cortex" - który tylko z początku przybiera postać "normalnej" piosenki - czy astralnej "Codzie", brzmienie Kethy nabrało znamion pełnej fabuły. Efekt jest taki, jak przeniesienie obrazu z radzieckiego, kineskopowego Rubina na japońską, panoramiczną plazmę.

Słychać i "widać" to już w ociężale kroczącym, ponurym wprowadzeniu "Generik", które po niespełna minucie przeobraża się w potężny "Blackpool", budzący w swej środkowej części skojarzenia z Tool lub warszawskim Indukti, by już za chwilę zaatakować stutonowym riffem i awangardowymi figurami wspartymi apokaliptycznym rykiem, łącząc w sobie to co najlepsze z dźwiękowych pejzaży Neurosis, aberracji Today Is The Day i kompulsywności Coalesce czy The Locust, niebezpiecznie zahaczającej o zespół... Tourette'a.

Jeszcze gwałtowniej robi się w kapitalnym "Blob", gdzie wyraźnie słychać, ile pracy włożono w zdecydowanie żywe brzmienie perkusji grającej na równorzędnych prawach z linią basu, ryjącą na powierzchni mózgu słuchacza kilka dodatkowych bruzd. Gęsto pojawiające się w tej kompozycji szepty i niepokojące zwolnienia należy uznać za udaną próbę wyswobadzania się grupy z mathmetalowych algorytmów ku wciągającej transowości.

Tyleż djentowo, co dychotomicznie dzieje się w rwanym "Freeloader" i propulsyjnym "Iya", o wielobarwnych wokalach krążących w labiryntach rytmicznych łamańców i dźwiękowych szarad, harmonii wyzbytych tonalnego centrum.

Wymienione utwory przetykają miniatury, które czasami aż proszą się o ciąg dalszy. Wśród nich za zbrodnię zaniechania uważam zwłaszcza świetny, nieco ponadminutowy "Take 1". Za drugą wysoce skandaliczną kwestię - przy tak rozbudzonym apetycie - uznaję samą długość "2nd Sight" - pół godziny muzyki na pół dekady to jednak kiepski żart.

"Puść, niech płynie / Niech się wypełni / Kielich krwi twojej bestia wychyli / Żeby się miara mogła dopełnić" - grzmiał Bogdan Kondracki w utworze "Miara" z pomnikowej "Chmury nie było" grupy Kobong, będącej - jak się zdaje - szlachetnym wzorem dla muzyków Kethy. Po wychyleniu "2nd Sight" wciąż chce mi się pić.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas