Slipknot "We Are Not Your Kind": Drugich takich nie znajdziecie [RECENZJA]
Pantera, Machine Head, Fear Factory, Lamb Of God, Soulfly... - w którymś momencie każdy z tych zespołów starał się przebić do głównego nurtu i świadomości przeciętnego słuchacza. Każdy miał ochotę zostać drugim Slayerem, osiągnąć mainstreamowy status Metalliki, zawalczyć o rząd dusz. To jednak paru chłopakom z kukurydzianego stanu Iowa sztuka ta udała się najlepiej. "We Are Not Your Kind"? Może i racja. Drugich takich nie znajdziecie.
Trzeba przyznać, że znany od dłuższego czasu singel "Unsainted" z całą mocą przypomniał o najważniejszych walorach muzyki Amerykanów, odsłaniając pełen wachlarz środków wyrazu, którymi posługują się muzycy rodem z Des Moines w stanie Iowa. Potężny główny riff Jima Roota; wbijające gwoździe w beton, perkusyjne kanonady Jaya Weinberga; śpiewany czystym głosem przez Coreya Taylora, automatycznie wręcz wpadający w ucho refren, a na dokładkę subtelnie wpleciony w całość dziecięcy chór oraz deathcore’owy breakdown, w którym spowalniający utwór, kroczący ciężar uzupełniają didżejskie zabawy z elektroniką Sida Wilsona.
Pod względem kompozycyjnym, na podobne dwubiegunowej zasadzie opiera się "Nero Forte", gdzie - niczym w maniakalno-depresyjnej psychozie - wypluwane z szybkością wściekłego Eminema słowa w zwrotkach konkurują z chwytliwym, pop-punkowym refrenem, tworząc charakterystyczną dla Slipknot dychotomię, którą akurat w tej kompozycji najlepiej zdaje się wykorzystywać Weinberg; jego wypełnienia i rozpędzone jak lokomotywa przejścia na bębnach robią piorunujące wrażenie.
Pozytywne odczucia wzbudza również "Birth Of The Cruel". Tym razem jednak mamy do czynienia z miarowym, fabrycznie wręcz nabijanym średnim tempem egzekwowanym z przemysłowym chłodem Ministry i NIN oraz post-punkową transowością Sonic Youth, które skutecznie wzmacnia wieńczący całość, przysadzisty groove.
Nu-metalowy groove najmocniej daje o sobie znać w "Critical Darling", w którym subtelny, oniryczny śpiew Taylora z alternatywnym rodowodem Stone Sour stanowi kontrapunkt dla rytmicznej pulsacji spod znaku Korn. Sama zaś końcówka - podobnie jak rozpoczynająca płytę miniatura / intro "Insert Coin" czy przywodzące na myśl melodię pozytywki interludium "What's Next" - budzi bliskie skojarzenia z horrorami z lat 60. czy włoskim kinem grozy z nurtu giallo.
Jak z pozornej ballady na gitarze akustycznej uczynić najcięższy utwór na płycie? Odpowiedzią na to pytanie jest "A Liar’s Funeral" - kompozycja ukazująca nieprzeciętny kunszt podopiecznych Roadrunner Records. To, co zrazu wydaje się bowiem rzeczoną balladą o wybitnie melancholijnej naturze, podkreśloną wokalną wrażliwością, przełamywane jest pogrobowym rykiem i stutonowym ciężarem, który z każdą sekundą zmierza ku doommetalowemu finałowi o apokaliptycznych proweniencjach Black Sabbath. Jak sprawić, by tak oczywisty kontrast brzmieniowy nie wypadł kuriozalnie, wiedzą już tylko oni. Brawo!
Zdecydowanie najspokojniejszym utworem na "We Are Not Your Kind" jest za to alt-rockowy "Spiders", który z powodzeniem mógłby trafić na album Stone Sour, drugiej grupy Talyora, penetrującej obszary post-grunge'u. Przewijające się przez cały numer fortepianowe dźwięki na wzór słynnego tematu muzycznego z filmowego "Egzorcysty" wprowadzają tu jednak coś podskórnie niepokojącego, coś, co nie pozwala traktować tej kompozycji jedynie w kategoriach piosenki z list przebojów.
Rozmarzony, kontemplacyjny, nieco nowofalowy okazuje się też "Not Long For This World", który - gdyby nie skandowane wokale w środkowej części oraz bogato inkrustowana elektroniką i skreczami końcówka - znalazłby pełne uznanie u melancholików z Katatonii. W tym jednak przypadku zalecam wielokrotne przesłuchanie, bowiem tylko ono gwarantuje tu pełną satysfakcję.
Zwolennicy klasycznego Slipknot z dwu pierwszych płyt z pewnością nie przejdą obojętnie nad radykalizmem "Red Fang", w którym gitary na pełnych obrotach i dotkliwie kłujące elektroniczne szpile nie pozostawiają miejsca na choćby odrobinę litości, z czystym śpiewem włącznie.
Współczesna dojrzałość Slipknot objawia się najpełniej w równie mocnym, ale i znacznie bardziej wielowymiarowym "Orphan" - jednym z najlepszych utworów na szóstym longplayu zamaskowanej Dziewiątki. Budujący napięcie początek, thrashowy pęd, mocarny groove, różnorodne wokale Taylora, a na deser przytłaczający ciężar - jak mawiał Don King, takie rzeczy tylko w Ameryce (oraz za najlepszych czasów Strapping Young Lad).
Skoro o tym co najlepsze mowa, z bielizną w okolicach kostek zostawi was również posiadający genialny klimat, zamykający album "Solway Firth", w którym znów thrashowa chłosta, ewakuacyjne syreny i łamiący karki groove łączą się z czymś, co nazwałbym wybitnie szwedzkim graniem spod znaku melodyjnego, goeteborskiego death metalu.
Na koniec zostawiłem sobie najdłuższy na płycie, bo blisko siedmiominutowy "My Pain" - bodaj największy eksperyment w dotychczasowej twórczości Slipknot. Pierwsze cztery minuty stanowią rodzaj makabrycznej, eterycznie floydowskiej elektro-kołysanki, która w drugiej części utworu przekształca się w eksperymentalny post-rock Roberta Frippa czy ambientowo-krautrockowy pejzaż z berlińskiej trylogii Bowiego. O ile mnie pamięć nie myli, na koncertach Stone Sour Taylor nosił się ostatnio w koszulkach tego ostatniego, więc chyba coś jest na rzeczy. Tak czy inaczej, czegoś takiego faktycznie do tej pory nie grali.
W zapowiedziach "We Are Not Your Kind" miał być najcięższą rzeczą z arsenału Slipknot od czasów "Iowa" (2001 r.), biorąc jednak pod uwagę numery takie jak "Not Long For This World" czy "Spiders", trudno się z tym zgodzić. Szósty album Amerykanów zapowiadano także jako longplay mający stanowić coś więcej niż tylko zbiór singli, czyli materiał rozumiany w starym stylu sprzed ery cyfryzacji. To z kolei udało się tylko w pewnej mierze, nie sposób bowiem traktować znajdujących się tu trzech miniatur na zasadzie brzmieniowego spoiwa (ja akurat w ogólne bym się ich pozbył). W końcu po trzecie - eksperymentowanie. Mimo nowatorskiego dla Slipknot "My Pain", na tle całości jest to jedynie, owszem ciekawy, ale jednak tylko erzac.
Nie jest to jednak płyta słaba. Na tle ".5: The Gray Chapter" sprzed pięciu lat wydaje się pod pewnymi względami ciekawsza i bardziej wymagająca, acz nie na tyle, by odstręczyć żądających konkretnego brzmienia i wypełniających stadiony fanów, którzy uczynili ich milionerami.
Na "We Are Not Your Kind" Slipknot pozostają pomostem rozpiętym pomiędzy mainstreamowym blichtrem a undergroundową ekstremą. Jedynym takim zespołem na świecie. W tym wciąż są najlepsi.
Slipknot "We Are Not Your Kind", Warner Music Poland
7/10