Scorpions "Rock Believer": Formą czasu jest koło [RECENZJA]
Paweł Waliński
A przynajmniej takim przekonaniem kierowali się rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej. Oraz, najwyraźniej, zespół z Hanoweru.
Bo jak inaczej niż tym, że czas zatacza koło, wytłumaczyć te ich wieczne pożegnania i powroty? Szczęśliwie gdzieś po drodze, wskutek parcia młodszej części składu przestali czynić szopkę, komedię istną, zmieniając w sprawie końca lub nie swojej kariery zdanie, jak zmienia je grube dziecko przy zamówieniu w ciastkarni i przyznali, że pograją, póki ktokolwiek będzie chciał ich oglądać i zdrowie pozwoli. I w porządku. A niech sobie grają. Jeśli jest popyt, niech będzie i podaż. A wziąwszy pod uwagę, że wedle fachowców od tabelek Scorpions od czasu, kiedy "pożegnali się z graniem", zagrali więcej koncertów, niż w latach 90., albo w następnej dekadzie, wychodzi, że ten popyt nadal jest. I to niemały.
Warto jednak na marginesie wziąć pod uwagę, że rocznikowo Scorpions mają prawo być zmęczeni. Rudolf Schenker założył zespół w 1965 roku, a zatem - tak, mówię serio - trzy lata później niż powstali The Rolling Stones! Klaus Meine dołączył pięć lat później, ale nadal daje nam to, odpowiednio, 57 i 52 lata scenicznego stażu. Można się zmęczyć, co? Ano można.
Scorpions w Gliwicach (21 lipca 2019 r.)
21 lipca legendarna grupa Scorpions po raz kolejny odwiedziła Polskę. Tym razem uwielbiany w naszym kraju zespół wystąpił w Arenie Gliwice. Ci, którzy nie mieli okazji zobaczyć Klausa Meine i spółki na Śląsku mają szansę zrobić to nad morzem. 23 lipca formacja wystąpi w Ergo Arena w Trójmieście. Zobaczcie zdjęcia z koncertu w Gliwicach!
"Rock Believer", to pierwsza płyta z nowym perkusistą, którym w zespole od 2017 jest Mickey Dee, czyli ostatni bębniarz Motörhead. Nie znaczy to niestety, że zespół dołożył cokolwiek do pieca i nowy album jest szczególnie ciężarowy. Przeciwnie, prędzej Dee poddał się dziadowskiemu brzmieniu zespołu, niż odwrotnie. Szczęśliwie znacznie lepiej jest jeśli chodzi o jakość piosenek. Nawet jeśli płyta startuje zdobnym w iście disco-polowy refren "Gas in the Tank", szybko poprawiają się "Roots in My Boots" oraz ładnym, przestrzennym "Knock 'em Dead", by swój potencjał balladowo-stadionowo-bryano-addamsowy wykazać ostatecznie w utworze tytułowym.
Największym zaskoczeniem natomiast jest pewnie "Shining of Your Soul". Jak szczerze nienawidzę reggae i uważam, że ludziom powyżej 12. roku życia nie przystoi go słuchać, tak to reggae przebrane za numer metalowy przepełnia mnie uśmiechem i spokojem. Numer jest tak wyluzowany, że gdyby był zrelaksowany odrobinę bardziej, sennie wylewałby się z opakowania płyty kompaktowej. A pożenienie reggae z metalem wedle mojej zawodnej pamięci udało się tylko raz. W "Tears of the Dragon" Bruce'a Dickinsona. Tylko, że tam chodziło zaledwie o solówkę i był rok 1994.
Jasne, że znajdą się przynudzacze jak kroczące (tuptające jak jeż nocną porą?) kompletnie donikąd "Seventh Sun" czy głupkowate "Hot and Cold". Ale w większości "Rock Believer" to jednak wcale nie pokaz starczego wigoru, że dziadzio trochę tańczy, a trochę się trzyma balkonika, ale całkiem przyzwoity wysokooktanowy rock. Choćby "When I Lay My Bones to Rest" (choć tu jedzie trochę pudel metalem) czy singlowy "Peacemaker" - nie tak dobry jak niedawny serial, ale nadal bardzo w swoim gatunku przyzwoity. Obawiających się natomiast uspokajam, ckliwe power-balladziarstwo dzieje się tu nie tylko we wspomnianym numerze tytułowym, ale również w ładniutkim "When You Know (Where You Come From)". Jak widzicie, dla każdego coś miłego.
Przyzwoity album, może lepszy od dwóch poprzednich nagranych w nowym wieku. Nie ma dyshonoru w tym, by z takim PESELem nagrywać takie płyty. Jest dyshonor od trzydziestu pięciu lat nosić tę tragiczną beretkę. Panie Meine, czas pogodzić się z łysiną, albo szoruj pan w końcu do modystki.
Scorpions "Rock Believer", Universal
6/10
PS Scorpions zagrają 28 maja w Tauron Arenie Kraków.