Satyricon "Satyricon". Złoty środek (recenzja)

Na ten album fani zmuszeni byli czekać aż pięć lat, najdłużej w całej karierze Satyricon, jednego z najpopularniejszych zespołów przepastnej, norweskiej sceny metalowej. Czy na "Satyricon" duet z Oslo sprostał nabrzmiewającym przez pół dekady oczekiwaniom, zachowując ukrytą w tytule definicję własnej tożsamości?

Na "Satyricon" Norwegom udało się pozostać sobą
Na "Satyricon" Norwegom udało się pozostać sobą 

Twierdząca odpowiedź na to pytanie wymaga sporego wysiłku. Trud ten się jednak opłaca.

"Dopóki nie zacznę kręcić, nie wiem jeszcze, co zrobię" - miał powiedzieć Fellini przed rozpoczęciem zdjęć do słynnego "Satyricona" z 1969 roku. Na swojej ósmej płycie podobną filozofię zdają się wyznawać Satyr i Frost, bo choć black'n'rollowy tryptyk "Volcano" / "Now, Diabolical" / "Age Of Nero" z poprzedniej dekady ma na "Satyricon" swoją kontynuację, zawarta w nim muzyka nie jest z pewnością aż tak jednorodna.

Pierwsza część pyty zaskakuje przede wszystkim podszytą niepokojem nastrojowością, która w protometalowej, analogowej rzec można, estetyce poprzednich płyt była praktycznie nieobecna.

Począwszy od bitewnie marszowego wprowadzenia "Voice Of Shadows", przez przetykany czystymi gitarami, nostalgiczny "Tor og Kraft" z pojawiającym się żwawym rytmem przywodzącym na myśl czasy folkowego projektu Storm (którego baśniowe echa słuchać również w zamykającym album, instrumentalnym "Natt"), po posępnie funeralny "Our World, It Rumbels Tonight" oraz opatrzony klawiszowymi tłami i zaskakująco rozmarzoną pracą gitary, nieco bardziej zdynamizowany "Nocturnal Flare" - wszystkie te kompozycje czynią muzykę Satyricon zdecydowanie mniej oczywistą, a dla oczekujących przebojowości na miarę "Fuel For Hatred" czy "K.I.N.G." być może i przekombinowaną (pamiętając wszak o jak zwykle dość zgrzebnym podejściu Norwegów do kwestii komponowania muzyki).

Co innego wchodzący na wyższe obroty "Walker Upon The Wind" - ten najbardziej drapieżny utwór płyty niewątpliwie sprosta gustom zwolenników ostatnich dokonań podopiecznych Roadrunner Records. W tym samym - nomen omen - duchu utrzymany jest także równie mocny "Ageless Northern Spirit", który choć brzmi nieco oldskulowo, do "Mother North" nawiązuje raczej tylko swym szyldem.

Charakterystyczną, wyrazistą dynamikę ostatnich lat odnajdziemy też w zaraźliwie chwytliwym "Necrohaven" o potencjale stadionowego rocka z nieprzyzwoicie wręcz melodyjną gitarą, która równie dobrze pasowałaby na płytę Katatonii!

Z zupełnie innej bajki jest za to kompletnie wyrwany z kontekstu "Phoenix" z gościnnym udziałem Siverta Hoyema, niegdysiejszego wokalisty popularnej w Norwegii, rockowej grupy Madrugada. Occult rock, dark wave, gothic? Do tego tamburyn i gitarowe slide'y niczym w Sisters Of Mercy, Clan Of Xymox czy innym Love Like Blood. Może innym razem.

Dość osobliwie wypada również gargantuiczny w rozmiarach "The Infinity Of Time And Space", rozbudowana, wielowymiarowa kompozycja, która w zamyśle miała być kwintesencją i rozwinięciem stylu Satyricon. Przeplatany oniryczną narracją charakterystycznie warczący głos Satyra, astralny doom, radykalnie wybijany rytm, potężne gitary - czego tu nie ma. W efekcie mamy więc do czynienia z czymś na kształt tego, czym parają się ich koledzy po fachu z rodzimego Enslaved. Satyricon wychodzi to jednak mniej przekonująco.

"Satyricon" nie jest płytą pozbawioną wad. Mimo bardziej rozbudowanych form, Norwegom udało się jednak pozostać sobą, trudno bowiem znaleźć drugi blackmetalowy zespół o podobnym brzmieniu, tyleż pierwotnym i surowym, co potężnym i masywnym. Mam wrażenie, że w tym przypadku czas działać będzie na ich korzyść, bo choć zmusili nas do większego wysiłku, na końcu tej drogi czeka nagroda.

Satyricon "Satyricon", Warner

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas