Relaks na czarnym piasku

Dominika Węcławek

Bonobo "Black Sands", Ninja Tune/ Isound

Bonobo "Black Sands"
Bonobo "Black Sands" 

Do supermarketu, eleganckiej kawiarni i do poduszki, dla masowego odbiorcy i smakosza dźwięków. Możliwe jest nagranie takiej płyty? Owszem, "Black Sands" Bonobo to przykład, jak to się robi.

Brytyjczyk stworzył album pełen muzyki przyjemnej dla ucha i łatwo przyswajalnej, a jednocześnie złożonej i wielowarstwowej. Bonobo, choć nierzadko zaliczany do reprezentantów sceny triphopowej, komponuje tak, jakby nie chciał podążać za jej wytycznymi. Owszem, jego utwory bywają podszyte nutą łagodnej melancholii, jednak dalekie są od ciężaru, mroku i niepokoju, którymi kipią numery sztandarowych reprezentantów gatunku z Bristolu. Stąd też, jeśli już szukać miejsca dla tego artysty, niech będzie to raczej downtempo.

Pierwsze dźwięki czwartego krążka artysty przywodzą na myśl... Japonię. Tropem jest już harmonia i melodia zagrana na skrzypcach, zaś klimat kolejnego numeru - "Kiara" - pozostawia słuchacza w kręgu skojarzeń z twórcami takimi jak DJ Krush. O tym jednak, że mamy do czynienia z człowiekiem z innych wysp, przekonać się można wsłuchując choćby w brzmienie basu, jak najbardziej bliskie wzorcom obowiązującym w brytyjskiej muzyce elektronicznej.

Świetnie sprawdzają się swingujące jazzowe akcenty, a dzięki takim piosenkom jak "El Toro", czy wchodzące po nim "We Could Forever", nie sposób nie poczuć pozytywnej wibracji drzemiącej w kompozycjach Simona Greena. Z kolei "Animals", czy zamykający album, tytułowy "Black Sands" to propozycje dla tych, którzy wolą muzykę o mniej jednoznacznym zabarwieniu emocjonalnym.

Jednego nie można odmówić Bonobo - stylu. Słychać rękę twórcy wrażliwego i niepozbawionego dobrego smaku. Partie instrumentów smyczkowych z dużym wyczuciem łączone są z elektroniką, brzmienia dęciaków nie dominują kompozycji - z jednej strony stanowią kontrapunkt dla delikatnej i zwiewnej struktury kompozycji, a z drugiej pozwalają na odmalowanie pełni barw i emocji.

Po raz kolejny Green zaufał kobiecie. Tym razem jednak nie zaprosił do współpracy zaprawionej we wcześniejszych bojach Bajki, a nową twarz w wytwórni Ninja Tune, Andreyę Trianę (debiutancki krążek już w sierpniu). Jej delikatny, matowy, przeszyty smutkiem wokal pojawia się w trzech piosenkach i każdej z nich nadaje nowego wymiaru.

Kto jednak oczekuje rewolucji i nowatorskich brzmień, zawiedzie się. Bonobo stawia bowiem na spokojny rozwój, bez fajerwerków, podążania za modą i zbytniego komplikowania układu brzmień.

To dobrze, bo poza albumami wyznaczającymi nowe ścieżki, awangardowymi i pełnymi niespokojnych dźwięków, przydają się również mniej wyraziste, a pozwalające złapać oddech. Ścieżki dźwiękowe do zwyczajnego życia.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas