Recenzja Vader "Tibi Et Igni": Nadal z pasją
Polska scena metalowa byłaby bez Vadera, jak A.C. Milan bez Maldiniego, Pudzian bez siłowni, La Toya Jackson bez chirurgii plastycznej. Czy po trzech dekadach w służbie metalu, "Tibi Et Igni", dziesiąta regularna płyta formacji rodem z Olsztyna, jest w stanie wzmocnić dziedzictwo Vadera?
W czasach ustrojowej transformacji w kraju nad Wisłą, olsztyński Vader był naszym oknem na świat, pierwszym metalowym zespołem z Polski, który pokazał nas Zachodowi i przetarł szlak dla innych. W przypadku aktywne działającego Vadera trudno jednak mówić o odcinaniu kuponów od dawnej sławy. Wbrew prawom natury i statusowi okrytego chwałą weterana, na "Tibi Et Igni" (łac. "Dla ciebie i ognia") ekipa Piotra "Petera" Wiwczarka (wokal / gitara) potwierdza to z wyjątkowym wigorem.
Poza kanonicznymi "The Ultimate Incantation" i "De Profundis" z początku lat 90., na przestrzeni trzech dekad Vaderowi, siłą rzeczy, zdarzały się płyty lepsze, a nawet bardzo dobre ("Black To The Blind", "Litany") oraz te gorsze ("The Beast"). "Tibi Et Igni" należy do pierwszej z tych kategorii.
"Oldskulowa szybkość", o której mówił niedawno w rozmowie z naszym serwisem Peter, to jedna z charakterystycznych cech tego albumu. Rzecz w tym, że niezaprzeczalny powab "Tibi Et Igni" nie wynika jedynie z nostalgicznego wzruszenia "tych, co pamiętają".
Obok utrzymanych w natychmiastowo rozpoznawalnym stylu, slayerowsko szybkich i napędzanych blastami "Where Angels Weep" (klimat jak z "De Profundis"!), "Go To Hell" (równie piorunującego otwarcia płyty nie sposób sobie wyobrazić) i jadowitego "Light Reaper" (z ciężkim zwolnieniem w środkowej części, jak u kolegów po fachu z Morbid Angel), nie brakuje tu bowiem wnoszących nową jakość, rozbudowanych i wielowymiarowych kompozycji pokroju "Hexenkessel" i "The Eye Of The Abyss", które - posługując się słowami Petera - nie wywołają w słuchaczu nagłej potrzeby zdrzemnięcia się.
Trzymanie się własnej drogi i umiejętne, choć nigdy nie radykalne, wzbogacanie brzmienia, nie gwarantuje jednak udanego albumu. Bez dobrych, zapadających w pamięć riffów muzyka ta nie istnieje. Na "Tibi Et Igni" jest ich wyjątkowo dużo. Chwytliwość stworzonego wręcz do grania na żywo, utrzymanego w średnim tempie "Triumph Of Death" nie pozostawia wątpliwości, że Vader nadal potrafi tworzyć utwory na miarę "Carnal" czy "Silent Empire". Śpiewany tu w refrenie przez Perera wers: "To the grave / To the grave / Still marching on..." zapamiętacie na zawsze.
Przykładem klasycznego Vadera pozostaje również gwałtowna "Armada Of Fire", w którą wpleciono jeden z najcięższych riffów w historii zespołu. By tego było mało, "Worms Of Eden" (przy zachowaniu zdrowego rozsądku) ma w sobie coś z potęgi... "Dark Age"!
Mniej przekonujące wydaje się chyba tylko dość schematyczny "Abandon All Hope" oraz flirtujący z New Wave Of British Heavy Metal (lub Bathory ery wikingów), melancholijny i, co tu dużo mówić, przegadany "The End". To jednak wyjątki.
Mówiąc o "Tibi Et Igni" nie sposób nie wspomnieć o udziale (również kompozytorskim; m.in. tak różne od siebie "Go To Hell" i "Hexenkessel") gitarzysty Marka Pająka, basisty Hala (m.in. Abused Majesty, Hermh) oraz brytyjskiego perkusisty młodego pokolenia Jamesa Stewarta, który z konfrontacji z wielkimi poprzednikami wychodzi obronną ręką (a nawet podwójną stopą). Swoje zadanie kapitalnie wypełnił też Siegmar (Vesania), którego introdukcje (m.in. potężne wprowadzenie do "Go To Hell" w stylu Howarda Shore'a; nawiązujące do Bacha, organowe intro w "The Eye Of The Abyss"), stały się już obowiązkowym elementem twórczości Vadera.
Gdy dodamy do tego oldskulową okładkę samego Joe Petagno (m.in. logo Motörhead, prace zdobiące materiały Pink Floyd, Led Zeppelin czy Sweet) oraz idealne wyważone pomiędzy nowoczesnością a tradycją brzmienie białostockiego studia "Hertz", otrzymujemy płytę, która sięgając korzeni nie traci na aktualności.
Patrząc na obecną kondycję niektórych wielkich death metalu po obu stronach Atlantyku (że wymienię tylko ostatnie koszmarki Morbid Angel czy rozłam w Entombed), dzisiejsza forma Vadera jest nie tylko przykładem twórczej stabilności, ale i - a może przede wszystkim - autentycznej pasji.
Vader "Tibi Et Igni", Warner
8/10