Recenzja SBB "Za linią horyzontu": Wierni sobie
Tomek Doksa
Starsi z nowej płyty SBB na pewno się ucieszą, młodsi - mam nadzieję, że chociaż poznają.
Dwa miesiące przed premierą "Za linią horyzontu", na pytanie: "co robi SBB w programie OFF Festivalu?", odpowiadałem: "to samo co The Kills albo Napalm Death". Młodzi mieli z zapowiedzią koncertu SBB w Katowicach duży problem, w końcu kiedy ukazywała się pierwsza płyta tego zespołu, wielu z ich rodziców nawet nie miało jeszcze zakładania rodziny w swoich planach. Powtórka z koncertowej rozrywki i zadawania egzystencjalnych pytań nastąpiła chwilę później przy okazji Męskiego Grania - tam SBB zagrało ponownie, tyle że tutaj o zrozumienie ze strony dwudziesto- czy trzydziestoletniej widowni było już łatwiej. Na scenie rockowych weteranów wspierali bowiem reprezentanci nowej muzycznej zmiany - m.in. Krime, Hatti Vatti i Włodi, wspólnymi siłami fundując fascynującą i międzypokoleniową przygodę.
Z tym spotkaniem "ponad metrykami" wiązałem nawet spore nadzieje - może nie spodziewałem się całej płyty nagranej w tak wieloosobowej i eklektycznej konfiguracji, ale przynajmniej jakiegoś wkładu ze strony młodych muzyków, którzy w ciekawy sposób przenieśli SBB do czasów współczesnych. Tego na "Za linią horyzontu" jednak nie ma. Józef Skrzek, Apostolis Anthimos i Jerzy Piotrowski wymyślili sobie, że wrócą w oryginalnym składzie i ja ten powrót szanuję.
SBB to nie zespół mojego pokolenia, na "Odwiecznych wojowników" i "Suitę nr 9" czekają słuchacze starsi i dużo bardziej oddani rockowemu rzemiosłu ode mnie. Szkoda mi jednak tego momentu, kiedy przez jednych już zapomniany, innym w ogóle nieznany zespół, wyświetla się na fajnych, masowych imprezach i nie korzysta z okazji, by ten być może rodzący się na OFFie czy Męskim Graniu delikatny flirt z młodym pokoleniem, przełożyć na coś większego.
Powrotna płyta SBB to dzieło wymagające przede wszystkim czasu, o którego sile przekonają się najlepiej słuchacze cierpliwi, ceniący sobie albumy jako dzieła zamknięte. W młodym pokoleniu coraz trudniej takich spotkać. Ale wierzę, że mimo braku odwołań do ostatnich koncertowych poczynań SBB, "Za linią horyzontu" będzie też okazją do zapoznania się ze studyjną twórczością zespołu również dla tych, którym do tej pory nie było z nim po drodze. Jasne, dużo lepiej dla nich byłoby, gdyby w numerze "Najwyższy czas" rapował choćby Włodi (a naprawdę można to sobie tutaj wyobrazić), ale też z drugiej strony wyraźnie na na tej płycie słychać, że w studiu panowie z SBB chcą jednak przede wszystkim pozostać wierni sobie. Pod tym względem, dla młodych to też powinna być ciekawa lekcja.
SBB "Za linią horyzontu", Polskie Radio
7/10