Recenzja Rebeka "Davos": Kreatywnym kujonem być

Paweł Waliński

Trzy lata temu "Gazeta" przyznała ich debiutanckiej "Helladzie" tytuł płyty roku. Można się wyzłośliwiać, że oto Agora nagrodziła własnych podopiecznych, byłoby to jednak krzywdzące dla samej Rebeki, bo jak duet udowadnia swoją drugą płytą, wcale nie jest tak, że to wiele hałasu o nic.

Rebeka na okładce płyty "Davos". Oby więcej takiego popu!
Rebeka na okładce płyty "Davos". Oby więcej takiego popu! 

Nagroda nagrodą, ale pochlebnie o "Helladzie" pisała praktycznie cała polska prasa muzyczna, zwracając uwagę na to, że debiutować materiałem tak dojrzałym wykonawczo, emocjonalnie i aranżacyjnie, to w polskim popie rzecz nadal niestety rzadka. Zwracano uwagę na to, jak umiejętnie duet operuje nostalgią, jak ucieka prostocie, umie zachować szlachetny umiar, wreszcie porównywano choćby z Kosheen, czy nawet... Cocteau Twins.

Te komplementy, czy może ich rozstrzał nie powinny jednak dziwić. Przede wszystkim dlatego, że w ramach szerokiego terminu electro, Rebeka czują się swobodnie, z wirtuozerią skacząc po różnych rejonach elektroniki i budząc masę naprawdę niezłych, a niekoniecznie mocno skoligowaconych skojarzeń. Przykładowo w otwierającym "Davos" numerze "The Trip" słyszymy wspominkowe granie spod znaku electroclashu, kojarzące się choćby ze "State of Grace" Swayzaka. Rytmika "What Have I Done" dowodzi, że duet doskonale odrobił lekcje w temacie "klasycy IDM-u". "Falling" jest już jednoznacznie taneczny. Podobnie "Perfect Man". "The Wish" przynosi zarazem ambient, jak i dream pop. W notkach prasowych Rebeka zapowiadali organiczne brzmienia syntezatorów i sowizdrzalskie "Today" to znakomity dowód, że blefu nie było. Ale zaraz potem przychodzi chłód "Who's Afraid", nastrojem przywodzący na myśl rzeczy z ostatniej, genialnej płyty Susanne Sundfør. Całość zamyka zachęcające do roztopienia się w transie "Wake up". Kreatywni kujoni.

Płyta jest bardzo niejednoznaczna: ani do końca taneczna, ani do końca chilloutowa, ani wreszcie chłodnomroczna. Dla niektórych będzie to może dowód braku konsekwencji i niespójności, dla mnie jest to jednak dowód inteligencji i niełopatologicznego podejścia do słuchacza. Takie elektroniczne ecowskie dzieło otwarte. Niech se Pan, Pani i ci pomiędzy, sami zdecydują, jakie emocje chcą z "Davos" wyciągnąć. Ale moje skojarzenie z Eco nieważne: sam tytuł również jest odwołaniem literackim. Do "Czarodziejskiej góry" Tomasza Manna. Jak góra miała wpływać na mieszkańców pobliskiego sanatorium, tak muzyka Rebeki ma wpływać na słuchacza, zapraszając go na niejednego elektronicznego tripa. Fajnie, choć na wyrost.

W kategorii czepiania się z kolei... Raz: przy całej mojej sympatii dla ślicznego, raz bardzo ciepłego, a raz zdystansowanego wokalu Iwony Skwarek, angielski dziewczyna powinna poprawić, bo w 2016 wypadałoby już mieć ten temat doszlifowany do perfekcji. Można też utyskiwać, że mogłoby tu być więcej porywających melodii, albo że jest to jednak rzecz odtwórcza w stosunku do tego, co na Zachodzie już znakomicie ograne. Nie zmienia to jednak faktu, że "Davos" jest płytą fajną i bardzo w swojej kategorii skuteczną. Oby więcej takiego popu.

Rebeka "Davos", ART2 Music/Agora

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas