Recenzja Nick Jonas "Last Year Was Complicated": A jak dorosnę, zostanę Justinem Timberlakiem...
Paweł Waliński
Nowy album Nicka Jonasa, niestety, nie wychodzi poza rozpaczliwe staranie się by doścignąć dużo zdolniejszego kolegę po fachu. W teorii w miarę udany, ale...
Gdzieś na granicy między popem i r'n'b nadal trwa walka o symboliczną schedę po Michaelu Jacksonie, czy raczej o to, czy ktoś w tej kategorii prześcignie Timberlake'a. Taki stan rzeczy rodzi liczne płyty, które są powierzchowne, jak moja znajomość dzieł Thomasa Bernhardta. "Last Year Was Complicated" wpisuje się w te rejony wyśmienicie, operując tylko i wyłącznie podpatrzonymi gdzie indziej patentami, nie oferując kompletnie żadnej wartości dodanej i ciągnąc się jak melasa. Krzyżykowo pomieszane pościelówki i numery teoretycznie imprezowe, pogłosy w tle, wokale z delayem, próbujące wywołać wrażenie, że numer jest rytmicznie ciekawszy, niż rzeczywiście jest, cały ten arsenał środków, które do granic tolerancji dorżnął już Timbaland.
Dla przykładu, w takim "Champagne Problems" mamy pełen barok. I rzeczonego Timbalanda w sekcji, i rzeczonego Timberlake'a w wokalach, i wreszcie french touch w parapetach brzmiących, jak żywcem wyjęte z Daft Punków. Wszystko, co zostało już sprawdzone jako chwytliwe, więc można to sobie zajumać licząc, że znowu wypali. Przy czym na płaszczyźnie przekazu tak to prostacko dekadenckie, że Drake słysząc postanawia mnożyć białe węgorze razy dwa.
To zresztą w przypadku tekstów na płycie wcale nie takie odosobnione wrażenie. Ot, chłopiec za wcześnie łyknął duży hajs i teraz musi odcierpieć wszystkie problemy pierwszego świata. Łzawie więc skarży się, że diamentowe buciki uwierają, a studolarówki nie mieszczą się do portfela, a jak już uda się je tam wcisnąć, to portfel brzydko wypycha kieszeń. Szczytem jest tu "Bacon", będący odą do bycia słomianym wdowcem i konsumpcji bekonu. Sztuka może być dobra, zła, udana, nieudana. Słabo natomiast jeśli jest po prostu głupia. A Nick Jonas całą płytą dowodzi, że jest mentalnym Bieberem. Wyrostkiem z niewyparzoną gębą, który na poparcie owej za dużo pod sufitem nie ma.
Nie, żeby był to album niesłuchalny, przeciwnie: udało się w miarę zróżnicować aranżacje, a te same w sobie świadczą dobrze o czysto rzemieślniczym kunszcie całego tabunu studyjnych fachowców. Na featuringach Tove Lo, Ty Dollar $ign, Big Sean i Daniella Mason. Wszystko jednak wyraźnie robione pod linijkę, tak żeby stacje radiowe mogły katować materiał do nieprzytomności i coś zażarło. Prawdziwego polotu nie ma tu ani krztyny. Jest książkowe odtwórcze klepanie, które po kilku numerach męczy. Męczy też sam Jonas, który nawet w ramach gatunku polegającym na zawodzeniu i zabawnych w gruncie rzeczy falsetach, brzmi jakby ktoś właśnie dokonywał nieprzyjemnych i nielegalnych czynności na kocie. Z wszystkich atutów daje radę powystrzelać się na poziomie 3-4 numeru, później zajeżdża te patenty jak w sucharze o koniu na planie westernu.
Owszem, mało jest ludzi, którzy startując wcześnie w jakimś boysbandzie, albo para-boysbandzie kończą jako spełnieni artystycznie twórcy solowi. I Nick Jonas nie jest pod tym względem w tej chwalebnej mniejszości. Przy okazji poprzedniej płyty już się witał z gąską, jednak teraz słychać, jak dalece Justin jest poza jego zasięgiem.
Nick Jonas "Last Year Was Complicated", Universal
4/10
Nick Jonas już nie taki słodki
Do Nicka Jonasa wzdychały miliony nastolatek na całym świecie. To było zanim zakochały się w Justinie Bieberze. 19-letni Nick nie wyrósł na amanta i coraz trudniej rozpoznać w nim popowego idola.