Recenzja Mylène Farmer "Interstellaires": Życie jest piękne
Iśka Marchwica
Zdobyła zaufanie jednego z najważniejszych wokalistów pop-rockowych, który pozwolił jej przerobić swój absolutny hit. Duet Mylène Farmer ze Stingiem w “Stolen Car" to przy okazji ten rodzaj francuskiego popu, którym artystka czaruje najskuteczniej.
Minęło już ponad trzydzieści lat odkąd Mylène Farmer wdarła się na listy przebojów i do stacji radiowych na całym świecie ze swoim ponadczasowym hitem "Désenchantée". Już na początku lat 90. artystka wyznaczała trendy w tzw. "piosence francuskiej". Jej styl daleki był od paryskich pioseneczek z walczykowym akompaniamentem akordeonu. Pewnie dlatego, że Mylène tylko po części jest z Francją związana. Prywatne rozdarcie między Paryżem, a Montrealem i Los Angeles przekłada się słyszalnie na jej muzykę. Farmer tworzy piękne "Variété Française", korzystając z bogatego amerykańskiego doświadczenia. Jej koncertowe show dorównują największym produkcjom Królowych Popu, a słodki miękki sopran plasuje się zgrabnie między uwielbianymi new-age'owymi gwiazdami i zdecydowanymi artystkami pop-rockowymi. Mylène Farmer szukanie siebie ma już dawno, dawno za sobą - i dobrze wie, co robi.
Zdaje się, że po niezbyt dobrze przyjętym "Monkey Me" sprzed trzech lat, którym artystka przez chwilę wybiła się jedynie we Francji i Belgii, Farmer ma ochotę na międzynarodowe uznanie. Dwujęzyczny duet ze Stingiem był więc doskonałym zagraniem. Mylène Farmer odświeżyła nieco tę klasyczną już kompozycję, dodając do niej francuskiej kobiecej zmysłowości, ale też wzmacniając podkład klubowym basem. Dzięki prostym zabiegom aranżacyjnym, "Stolen Car" idealnie wpasowuje się w delikatny pop-klubowy charakter płyty, a sam Sting dodatkowo przyciągnie pewnie paru nowych słuchaczy. Artystka jednak granice geograficzne i stylistyczne na nowej płycie poszerza tylko ten jeden raz.
Wprawdzie Mylène odważyła się na podkręcenie nieco elektronicznych dodatków - bardziej zdecydowany charakter utwory takie, jak "C’est pas moi" czy "Pas d’access" zawdzięczają właśnie oszczędnie wprowadzanym motywom na syntezatorach. Zespół Farmer posługuje się jednak tymi "nowościami" (bo tego typu pełzające ostre basy, czy zapętlane w wysokim rejestrze motywy od kilkunastu lat w muzyce pop nikogo nie zaskakują) bardzo oszczędnie.
Nie ulega wątpliwości, że w muzyce Mylène Farmere najważniejszy jest... głos Mylène Farmer. I chociaż czasami artystka podszywa się pod koleżanki z różnych stron świata (w "I Want You To Want Me" brzmi niemal identycznie, jak Sinead O’Connor, zresztą cały utwór utrzymany jest w stylu muzyki irlandzkiej wokalistki), starając się nadać swoim piosenkom eklektyczny charakter, to nie ucieka od swojej "mylènowatości". Czasem delikatnie coś wyrecytuje, zaśpiewa w niższym rejestrze, zaryzykuje bardziej rozbudowaną melodię, a nawet wypowie się po angielsku... Ale w przeważającej większości, utwory z "Interstellaires" to po prostu "typowa Mylène Farmer". Z bardzo wysokim wokalem, uzupełnionym efemerycznym pogłosem, słodkim językiem francuskim i nieprzeszkadzającymi utrzymanymi na bezpiecznym wyrównanym poziomie brzmieniowym podkładami.
Istnieją tacy artyści, od których z płyty na płytę oczekujemy tej samej jakości. Ich muzyka, jest jak powrót w rodzinne strony - nie chcemy zaskoczeń, nowości, zmian kierunku, dramatycznych zwrotów akcji. Najnowsza płyta Mylène Farmer taka właśnie jest - piękna i bezpieczna. Takiej właśnie muzyki francuskiej oczekujemy i taką dostajemy. Mylène zapewnia nam kolejny przyjemny wieczór.
Mylene Farmer "Interstellaires", Universal Music Polska
6/10