Recenzja Minor Victories "Minor Victories": Doskonała przystawka
Muzycy z Minor Victories swoim – uznajmy – debiutanckim albumem bardzo dobrze pokazali, jak zrobić zachwycającą przystawkę, ale nie na tyle sycącą, aby zrezygnować z dania głównego.
Aż chciałoby się rzecz, że powrót mody na supergrupy trwa w najlepsze. Problem w tym, że moda w świecie muzyki jest niejako konotowana negatywnie, a przecież takim inicjatywom jak Minor Victories jak najbardziej należy przyklaskiwać. Bo jeśli są wśród was fani muzyki alternatywnej to zapewne serce zabije wam kilka razy mocniej, jeżeli napiszę tu, że mamy do czynienia z zespołem złożonym z Rachel Goswell ze Slowdive, Stuartem Braithwaite’em z Mogwai oraz Justinem Lockeyem z Editors. Skład uzupełnia jeszcze brat ostatniego z muzyków, James. Zafascynowani? To wiedzcie, że mamy do czynienia z naprawdę porządną dawką muzyki.
Niedługo po ogłoszeniu powstania grupy, Braithwaite powiedział, że Minor Victories nie zaskoczy absolutnie nikogo, kto kojarzy muzykę macierzystych grup poszczególnych członków zespołu. Można było złapać się za głowę, podrapać po skroni, bo mimo wszystko Slowdive, Mogwai i Editors to projekty dość mocno różniące się od siebie. Owszem, Slowdive dość mocno wpłynęło na post-rock, w tym Mogwai, ale gdzie tym rozmazanym ścianom dźwięku do maszerujących w tle, ambientowo płynących gitar? I jak to pogodzić z klimatami Editors, którzy czerpali z dorobku post-punka czy - w przypadku ostatniego krążka - synth-popu? W chwili wypowiedzenia słów przez muzyka wydawało się to zadaniem niemal karkołomnym. Jednak nie uwierzycie - udało im się.
Rozkładanie poszczególnych utworów na czynniki pierwsze pokazuje, jak bardzo złożone są tu kompozycje. Rozpoczynające album "Give Up The Ghost" ma bardzo bogate, post-rockowe tło, które spotyka się z syntezatorami na "ejtisową" modłę, by ostatecznie rozbić się o shoegaze’ową nawałnicę gitar, utrzymaną jednak w dość klarownych ramach. W "A Hundred Rose" rave’owe arpeggio spotyka bębny z automatu perkusyjnego, pogłosy nasuwają skojarzenia z zimną falą, by przeskoczyć do opartego na skrzypcach refrenu. Singlowe "Breaking My Light" to kompozycja, która początkowo wydaje się bardzo bliska temu, co możemy usłyszeć na krążkach Mogwai, ale wszystko zmienia się wraz z wyciszeniem utworu i wejściem onirycznej partii wokalnej Rachel Goswell. "Scattered Ashes (Song For Richard)" przez pierwsze sekundy uderza ultravoxowym podejściem do kompozycji, by ostatecznie zmienić się w slowdive’ową piosenkę na dwa głosy. Uwierzcie, podczas odsłuchu co najmniej kilka razy zostaniecie zaskoczeni tym, jak zgrabnie połączono charakterystyczne cechy macierzystych grup poszczególnych muzyków. Bynajmniej uczucie to nie będzie się to wiązało z zagubieniem, bo utwory doskonale funkcjonują tak ze sobą, jak i wobec siebie.
Wszystko zagrało bardzo dobrze, więc dlaczego ocena nie jest wyższa? A bo przez swoją strukturę supergrupy Minor Victories brakuje nieco własnej tożsamości. To projekt, będący pod względem pomysłów wypadkową zaangażowanych w nią twórców i zgoda, jest to interesujące. Szczególnie zaciekawia zaś w momentach, gdy pozornie niepasujące do siebie elementy z Mogwai, Editors i Slowdive współgrają tu ze sobą. Ale nawet jeżeli kompozycje bywają emocjonalne i poruszające, wciąż trudno uznać Minor Victories za coś więcej niż świetnie zrealizowaną ciekawostkę. Widmo projektu pobocznego rzuca tu zbyt mocny cień. Przez to Minor Victories jawi się jako zbiór bardzo dobrych kompozycji, urzekających cudownym klimatem, jednak brak tu wisienki na torcie: poczucia obcowania z czymś świeżym i absolutnym. To doskonała przystawka przed kolejnymi albumami, w które zaangażowani będą muzycy tworzący Minor Victories, ale... no, właśnie... tylko przystawka.
Minor Victories, "Minor Victories", Mystic Production
7/10