Reklama

Recenzja Mika Urbaniak & Victor Davies "Art Pop": Zamach na piosenki

Ludzie najbardziej lubią to, co już doskonale znają. Dlatego covery wcześniej słyszanych piosenek to nie tylko przepis na sukces. To również najprostsza droga pójścia na łatwiznę.

Ludzie najbardziej lubią to, co już doskonale znają. Dlatego covery wcześniej słyszanych piosenek to nie tylko przepis na sukces. To również najprostsza droga pójścia na łatwiznę.
Mika Urbaniak i Victor Davies na okładce wspólnej płyty "Art Pop" /

Oczywiście są też te wszystkie PR-owe i marketingowe gadki, w którym to cały świat dowiaduje się, że artyści kochają się w twórczości innych, chcą sprawdzić się w nowej roli i sprostać wyzwaniu. W przypadku "Art Pop" Miki Urbaniak i Victora Daviesa wszystkiego jest po trochu, ale ostatnią rzeczą, którą można by było im zarzucić, jest brak kreatywności. A w tym przypadku sprawdza się to dwojako.

Bo chcąc nie chcąc, wokaliści każdej z piosenek dali więcej słońca i zwykłej, ludzkiej radości, czemu dowodzą fantastyczny, otwierający "Pop Life" Prince'a i świetny "Mr. Brightside" The Killers. Dzięki temu zyskała nawet "America" Razorlight, która dodatkowo w ich interpretacji jest zdecydowanie lepsza niż słynny oryginał.

Reklama

Rozstrzał stylistyczny wybranych piosenek jest spory. Z jednej strony na tapet zostały wzięte utwory Stereophonics, The Killers i Kings of Leon, z drugiej Human League, Rihanny i Joe Jacksona. Z dala od pierwotnego wydźwięku, który najczęściej został zastąpiony przez subtelną elektronikę z folkowymi elementami.

Niekiedy bardzo zaskakująco - przykładowo z jazzowego klimatu "The Look of Love" Dusty Springfield nie pozostało nic i, co najważniejsze, wyszło to nadspodziewanie dobrze. Mało? Proszę bardzo - "Sweet Child O' Mine" Guns N' Roses to świętość i ciężki kawałek chleba dla wszystkich śmiałków, ale tutaj, mimo okrutnego kiczu brzmiącego niczym kuriozalny mariaż eurodance'u i kolejnej próby układania bębnów, udało się wyjść obronną ręką.

Pośród kilku naprawdę niezłych, niekiedy nawet mocnych utworów, na "Art Pop" znajdują się też interpretacje, które są zamachem na dobre piosenki. W "Don't You Want Me" całkowicie zginął urok Human League, "Use Somebody" nabrało nijakości, a "Umbrella" broni się tylko ciekawe śpiewanym refrenem Daviesa.

W żaden sposób nie da się też obronić coverów polskich kompozycji. "Ludzkie gadanie" Maryli Rodowicz i Seweryna Krajewskiego brzmi zupełnie bezpłciowo, a dzieła zniszczenia dopełniają słabe i niepotrzebne chórki. To nie wszystko. Przepis na porażkę rodzimego klasyka jest jeszcze jeden, równie prosty. W "Śnie o Warszawie" Czesława Niemena, Mika śpiewa zwrotkę po polsku, Victor robi to po angielsku. I nie, to nie jest słabe. To jest fatalne, a punkt karny, w przypadku tak legendarnego i specyficznego utworu jest liczony podwójnie.

Jeśli istnieje coś takiego, jak muzyka bezpieczna, to "Art Pop" jest tego idealnym przykładem. Ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Propozycja dla tych, którym obce jest poszukiwanie muzyki na własną rękę, a muzyczne lenistwo i zaprogramowane przez algorytmy playlisty to codzienny rytuał. Można, ale lepiej tylko raz, bo sama sympatia do twórców to trochę za mało.

Mika Urbaniak & Victor Davies "Art Pop", Agora

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy