Recenzja Melvins "Basses Loaded": Lata dziewięćdziesiąte żyją!
Tęsknicie za czasami, kiedy wyjątkowo niski bas trząsł szklankami w salonie waszych rodziców, a ostre gitary przecinały porozwieszane na ścianach plakaty waszych idoli? "Basses Loaded" pozwoli wam wrócić do tych czasów.
Chciałoby się aż zażartować, że Melvins to jeden z tych zespołów, które kojarzy każdy, ale nikt go nie słyszał, jednak byłoby to sporym nadużyciem. Choć grupa ustępowała popularności takim projektom jak Pearl Jam, Alice in Chains, Soundgarden czy Nirvana (z którą zresztą członkowie Melvins współtworzyli najróżniejsze projekty) to właśnie ona była iskrą zapalną całego ruchu muzycznego, znanego nam dziś jako grunge. Z biegiem czasu kolejnym albumom grupy coraz bliżej było do sludge metalu i stoner rocka, na które to gatunki też miała szeroki wpływ. Słuchając "Basses Loaded" łatwo oddać się sentymentowi do lat dziewięćdziesiątych.
Rozpoczynające album powolne i nisko osadzone "The Decay of Lying" może początkowo wydawać się leniwe, ale przy tym jest zaskakuje swoją potęgą. "Choco Plumbing" to już mroczny grunge, pachnący piwnicą, kasetami VHS i zarżniętymi taśmami magnetofonowymi, który przełamywany zostaje mocnym, acz przebojowym refrenem. A jak ten mostek w połowie robi robotę! Takie "Phyliss Dillard" to czysty stoner, w którym piasek mocno osadził się na bębnach, a wzmacniacze generują burze piaskowe. Utwór Beatlesów, "I Want to Tell You", został z kolei zinterpretowany w taki sposób, że dzięki niemu łatwo wyobrazić sobie, co by było, gdyby rzeka Missisipi przepływała przez Teksas i dochodziła do Seattle.
Interesujących inspiracji jest tu zdecydowanie więcej, a najciekawiej z nich prezentuje się "Planet Destructo", które oscyluje w Black Sabbathowych klimatach, by przełamać je... jazzową solówką na kontrabasie w wykonaniu Trevora Dunna - członka koncertowego wcielenia Melvins. Bo chyba nie wspomniałem, że na "Basses Loaded" pojawia się każdy muzyk, który pojawiał się w składzie grupy przez ostatnią dekadę? Chociaż takie utwory jak "Shaving Cream" czy "Maybe I Am Amused" z grającym na gitarze basowej byłym członkiem Nirvany, Kristem Novoseliciem, mogliby sobie darować. Pastiszowy charakter można w końcu zrozumieć, ale w tym przypadku to utwory zabawne przede wszystkim dla twórców i zahaczające miejscami o prostactwo, co nigdy nie jest dobre. To już zdecydowanie zabawniejszy jest fakt, że na płycie udzieliło się łącznie aż sześciu basistów.
Można sobie marudzić na bardziej monotonne momenty, odtwórczość, ale płyty słucha się przyjemnie, a wszelkie oskarżenia o brak energii należy włożyć między bajki. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę z jak wielu stron jako wokalista pokazuje się nam Buzz Obsorne i jak doskonale radzi sobie w każdej z nich. Ostatecznie "Basses Loaded" okazuje się zgrabnym wehikułem czasu do jednego z najciemniejszych brzmieniowo okresów w historii muzyki. Aż dziwne, że album nie wyszedł na kasecie.
Melvins, "Basses Loaded", Mystic Production
7/10