Recenzja Marcelina "Koniec wakacji": Idzie nowe
Kamil Downarowicz
Ostatnie dni lata kojarzą się zazwyczaj z melancholią i podskórnym strachem przed zbliżającymi się jesiennymi chłodami. Nie dla Marceliny Stoszek. Dla niej koniec wakacji to przede wszystkim rozpoczęcie nowego, ekscytującego etapu w życiu, w który wkracza jako doświadczona i dojrzała kobieta oraz artystka. To moment inicjacji, moment przejścia, gdzie rytm zmian wyznaczany jest przez muzykę. Stąd na swoim czwartym w karierze albumie ta filigranowa wokalistka o niespożytej energii proponuje nam zupełnie coś innego niż dotychczas.
Każdy szanujący się trener motywacyjny stwierdzi, że zmiany są dobre i należy jak najczęściej wychodzić ze swojej strefy komfortu, aby rozwijać się i rosnąć. I choć coachowie to prawdziwi mistrzowie plecenia quazi-psychologicznych głupot, z których można mieć czasami niezły ubaw, to w tym przypadku ciężko nie odmówić im pewnych racji. Do podobnego wniosku musiała dojść Marcelina. Z myślą o nowej płycie zaprosiła do współpracy Kubę Karasia z The Dumplings, który miał odpowiadać za produkcję, oraz gitarzystę Kamila Kryszaka. Przystępując do nagrań, zaszyli się w trójkę w opuszczonym domu w Szklarskiej Porębie, gdzie oprócz bliskiej obecności natury znajdował się również pusty basen, w którym Stoszek odsłuchiwała powstające właśnie utwory.
Wcześniej były jeszcze długie rozmowy o tym, jak "Koniec wakacji" ma w ogóle brzmieć. Pojawiały się takie nazwy jak Le femme, Tame Impala czy Cults, punktem wyjścia była zaś twórczość Alexandry Savior. Samej Marcelinie zależało zaś najbardziej na tym, żeby zlepić ze sobą w jedną całość szorstką, brudną gitarę z nowoczesną elektroniką. Miało być żywiołowo, dziko, w kontrze do tego, co wokalistka prezentowała do tej pory.
Dlatego pewnie też na pierwszy singel wybrano "Tańcz", który wszystkie te założenia realizuje w 100%. Ciepłe, galopujące klawisze ścierają się z syntetycznym brzmieniem perkusji i wchodzącą pod sam koniec rozedrganą gitarą. Wszystko utrzymane w bardzo szybkim oraz - a jakże! - tanecznym tempie. Do szaleńczych pląsów zachęca również rozpoczynająca się od kakofonicznych uderzeń w fortepian "Chemia z Niemiec", jak i "Lato" z intensywnym ejtisowym feelingiem.
Jednak "Koniec wakacji" to płyta różnorodna, nie stroniąca od kontrastów. Stąd znalazła się tutaj również zagrana na pianino, zaskakująco mroczna ballada "Ryczeć mi się chce", frywolna w swojej formie "Candy Blue" czy "Zwierzęta origami" z zapadającą w ucho powyginaną melodią, podszytą delikatną linią basu. Znalazło się nawet miejsce dla brzmiącej nieco z hiszpańska gitary akustycznej w "Niby nic" a echa poprzednich płyt artystki rezonują w kompozycji "Psy", gdzie w pewnym momencie usłyszeć można głośny krzyk Piotra Roguckiego z zespołu Coma, z którym to zresztą jakiś czas temu Marcelina nagrała przebój "Karmelove".
I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że większości utworów brakuje wyrazistości, mocnych momentów i porywających refrenów. A na tym właśnie powinna opierać się ambitna muzyka popowa. Z tekstami napisanymi przez wokalistkę też bywa różnie. Obok przykuwających uwagę fragmentów ("Uczucie między nami jest delikatne, jak zwierzęta origami/Pogięte i złożone/Nic nie wyjaśniaj i nie prostuj/Pozostaw komplikacji sto") pojawiają się takie, o których chcemy jak najszybciej zapomnieć ("Galaktyki nieodkryte/Między udami wulkany", "Dziś ryczeć mi się chce/Ryczeć mi się chce/Proszę, teraz nie mów do mnie nic/Ryczeć mi się chce/Ryczeć mi się chce/Proszę, lepiej nie mów do mnie nic").
Mimo wszystko warto się z "Końcem wakacji" zapoznać. Jest tu kilka naprawdę świetnych momentów, a i sama produkcja stoi na wysokim poziomie, jest bogata w niuanse i smaczki, które z przyjemnością wyłapuje się raz po raz przy kolejnych przesłuchaniach. Czegoś tu jednak zdecydowanie zabrakło. Może błysku, który sprawiłby, że zapamiętamy ten album na długo, a nie zapomnimy o nim po kilku przesłuchaniach?
Marcelina "Koniec wakacji", Wydawnictwo Agora
6/10