Reklama

Recenzja Macy Gray "The Way": Złote przeboje Macy

Zabrano duszę, została tylko chrypka.

Z dyskografią Amerykanki różnie wcześniej bywało. Na jej płytach znajdziemy szczyptę wszystkiego z glamem, surfem, synthpopem i reggae włącznie. Próbowała być popowa i modna, w tym celu powierzyła nawet karierę will.i.amowi z Black Eyed Peas. Mierzyła się z repertuarem Metalliki, Arcade Fire i Radiohead chwilę później pisząc swój list miłosny do Steviego Wondera (chyba nie odpisał). Łatwo kpić, kiedy człowiek tylu rzeczy próbuje, a tak niewiele mu wychodzi. Ja jednak nie szydziłam, zbyt dobrze pamiętałam jak czułam się po koncercie Macy Gray. Byłam urzeczona charyzmą tej wokalistki, poruszona tym, że będący jej wizytówką głos niesie za sobą sporo uczuć. Biorąc się za "The Way" oczekiwałam dawki porządnej muzyki. Dojrzała kobieta po przejściach - tych artystycznych i miłosnych - sprawi, że będę się śmiała z nią, cierpiała z nią, że będę wzruszona. O, wreszcie szykuje się krążek, który będzie można przeżyć.

Reklama

Słucham - i nic. Gray wyciąga z siebie ekshibicjonistyczne wyznania o pustoszących narkotykach, nielojalnych partnerach, pyta czy wiesz jak to jest gdy masz w sobie błyskawicę. A ja czuję się tak jakbym obcowała z osobą wykonującą tekst napisany przez kogoś i to w języku, którego artysta do końca nie rozumie. No dobrze, nie oczekuję wcale wewnętrznego spalania się za mikrofonem, wiadomo, że drugiej Janis Joplin tu nie będzie, z tym, że wokal ogranicza się tu do przesadnego eksponowania słynnej chrypy. Chyba nigdy nie był tak płaski, tak na pół gwizdka. Odwołującego się do przeszłości, organicznemu brzmieniu całego "The Way" wyraźnie brakuje właśnie głębi, szlachetności. Tak jakby odciąć trzeba było wszystko co nie przeleci przez ucho radiowego słuchacza, to co surowe podgotować, to co wystaje - przyklepać.

Deficyt duszy rekompensuje to, że jest przyjemnie. Macy zebrała grono dobrych instrumentalistów dobrze radzących sobie z odrabianiem lekcji z historii czarnej muzyki. Pulsujący groove, powarkujący riff, delikatnie orkiestracje są absolutnie profesjonalne. W sam raz dla rozgłośni w stylu Radia Złote Przeboje, gdzie żaden słuchacz nie będzie rozpaczał nad tym, że blues opłukano z błota, rock nie ma charakteru, gospel żaru, a wyśpiewane "Life is beautiful" to tylko zaklinanie rzeczywistości. Cóż, przeboje rzeczywiście są tylko trudno uwierzyć, by stały się złote. "Hands" ma falujący bas, kłania się złotej erze disco tak, że tylko należało czekać aż rozprzestrzeni się wirusowo. Świata jednak nie podbił, bo jest z nim właśnie tak jak z tą płytą. Niby miły, acz powierzchowny, raczej tracący niż zyskujący z kolejnym przesłuchaniem.

Macy Gray "The Way", Mystic

5/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach Interii!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Macy Gray | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy