Recenzja Legendarny Afrojax "Nagrałem to, bo nie miałem kasy": Dajcie mu zarobić

"Artysta głody to artysta płodny" zwykło się mówić. Afrojax wprost przyznaje w tytule swojego najnowszego albumu, że ten powstał wyłącznie z pobudek finansowych. Gorzej, że to krążek zaskakująco błyskotliwy, ambitny i smutny, więc trudno mu wróżyć prawdziwy sukces komercyjny.

Okładka płyty Legendarnego Afrojaxa "Nagrałem to, bo nie miałem kasy"
Okładka płyty Legendarnego Afrojaxa "Nagrałem to, bo nie miałem kasy" 

Gdybyśmy odrzucili zupełnie chronologię twórczości Michała Hoffmanna, najnowszy krążek jego obscenicznego alter-ego należałoby umieścić pomiędzy ostatnim "Przecież ostrzegałem" i ośmioletnim już "Połącz kropki" Afro Kolektywu.

O czym mowa? Ano o tym, że Legendarny Afrojax miał być projektem pobocznym, funkcjonującym gdzieś z dala od Syndromu Sztokholmskiego i Poradni G - piosenkowych projektów, w które zaangażowany jest aktualne Afro. Pierwszy album nagrany pod tym aliasem, "Przecież ostrzegałem", było wulgarny i obsceniczny. Mimo to gdzieś miedzy kilogramami wersów o narządach płciowych schowano błyskotliwą treść z zaskakująco celnymi diagnozami społecznymi. Z kolei wydane w 2008 "Połącz kropki" posiadało teksty bardziej stonowane, imponujące nienarzucającą się literackością, niekiedy wręcz poetyckie (odwołuję tu do genialnego w każdym calu "Ostateczne rozwiązanie naszej kwestii"). A i tak czasem trafiały się wersy o przebieraniu się na balu przebierańców w... męskiego członka.

Gdyby "Nagrałem to, bo nie miałem kasy" powstało między tymi dwoma albumami, idealnie obrazowałoby ewolucję inteligentnego, sarkastycznego Afrojaxa w nieprzewidywalnego Legendarnego Afrojaxa. A że jednak nagrane zostało po "Przecież ostrzegałem" gdzie indziej należy dopatrywać się źródeł wybranej ścieżki. Na szczęście sam Afro zresztą nieustannie nasuwa odpowiedzi: smutek, rozczarowanie, frustracja.

"Śpiewać flamenco (Wojciech Modest Amaro 2)" to nic innego jak błyskotliwy komentarz na temat braku siły przebicia bardziej ambitnej muzyki w kraju, w którym "muzycy umierają nie od dragów, lecz raków/od dzisiejszej frustracji i przed jutrem strachu", a "Prince zmarłby w osiemdziesiątym z głodu". Interesująco prezentuje się również "Okrutny kapo", traktujący o niemożności zobaczenia rzeczy ważnych przez przytłaczającą prozę życia. Jeszcze ciekawsza jest "Dziewczyna, która nic nie zrozumiała", będący najpoważniejszym czy wręcz smutnym utworem, w którym - choćby Afrojax starał się zaprzeczać - słychać echa ostatnich doświadczeń autora w jego życiu prywatnym. Oprócz tego mamy chociażby "Nie wytrzeszczaj oczu" traktujące o problemie nietolerancji czy "Brak boga", mówiące o niespełnieniu w życiu, gdzie "piekło jest wszędzie, gdzie siedzisz, bo musisz".

Jasne, cały czas mamy wersy o gonadach czy zwisających żołędziach. Tylko kiedy na "Przecież ostrzegałem" stanowiły one znaczną część, teraz są zaledwie przyprawą. No, znajdziemy dwa wyjątki - "Nowy poziom deprawacji", którego tytuł mówi prawdopodobnie wszystko oraz "Jak Amundsen szedł na biegun", traktujący o... yhm... niedyspozycji seksualnej. A i tak szczególnie drugi z tych numerów, mimo obecności wielu wulgaryzmów, nie okazuje się obcesowy.

No i właśnie: to, co uderza najbardziej to fakt, że okazuje się, iż "Nagrałem to, bo nie miałem kasy" to album jeszcze bardziej pesymistyczny niż afrokolektywowe "Czarno widzę". Poważnie! W trakcie słuchania nowego krążka Legendarnego Afrojaxa uśmiechniecie się czy nawet zaśmiejecie kilkukrotnie. Jednak ostatecznie autor rysuje nam obraz siebie jako człowieka głęboko nieszczęśliwego i rozczarowanego życiem. I ten smutek autentycznie udziela się słuchaczowi. Rzadko można poczuć tak skrajne emocje w trakcie słuchania jednego albumu.

Legendarny Afrojax (przy mikrofonie)Agnieszka K. JurekEast News

Jeśli zaś chodzi o warstwę muzyczną, jest zdecydowanie ciekawiej niż w przypadku "Przecież ostrzegałem". Ot, chociażby z takiej perspektywy, że mamy tu więcej żywych instrumentów. Krótko mówiąc: mniej prymitywizmu, więcej muzykalności. W taki sposób dostajemy "Człeek orkestra" i "Nie wytrzeszczaj oczu" z wyraźną, funkową podbudową, jazzową "Dziewczynę, która nic nie zrozumiała" oraz jazz-rockowe "Gdy księżyc rozbłysnął na niebie jak wielka, czerwona pizza" z wysamplowaną perkusją z Led Zeppelin. Część podkładów jest na tyle wielopoziomowa, że spokojnie mogłyby się służyć za muzyczną podstawę kolejnego krążka Afro Kolektywu, gdyby taki miał się pojawić.

Czy "Nagrałem to, bo nie miałem kasy" to album lepszy niż "Przecież ostrzegałem"? Nieznacznie, ale tak. Ciosy zadawane przez rapera na pierwszy rzut ucha są mniej bolesne przez mniejszą dosadność niż poprzednio. To jednak złudzenie, bo jednocześnie uderzenia są lepiej wycyzelowane, celniejsze i równiej rozłożone.

Okazuje się więc, że mamy do czynienia z jednym z tych krążków, z których naprawdę można dużo wynieść. Stąd też mam dla was radę: dajcie zarobić Legendarnemu Afrojaxowi, bo naprawdę na to zasłużył.

Legendarny Afrojax "Nagrałem to, bo nie miałem kasy", Wytwórnia Krajowa

8/10