Recenzja Kuba Knap "Ludzie mówią różne rzeczy": Nurzając w starym, smacznym oleju
Krzysztof Nowak
Ludzie mówią różne rzeczy. Np. takie, że nie lubią odgrzewanego kotleta, a jednak potem pałaszują go jak inżynier Mamoń. Nowe, całkiem dobre wydawnictwo Kuby Knapa świadczy o tym, że alkopoligamista jeszcze nie zjada własnego ogona, ale już podlewa go solidną ilością gęstego sosu.
Debiutujesz na legalu w czerwcu, a gdy przychodzi koniec roku, to twój album szturmuje podsumowania. Może zaszumieć w głowie? Jasne, że może. A Knapowi nie zaszumiało. Nadal jest tym samym ziomkiem, z którym wyjdziesz na balkon, by spalić peta lub opalić lufkę, pograsz na plejaku w Fifę i otworzysz Perłę zapalniczką. I bardzo fajnie, ale nadmierna stałość nie jest jednak pożądana, gdy jesteś liczącym się artystą. "Ludzie Mówią Różne Rzeczy" to jeszcze nie przeraźliwy jęk zdartej płyty, lecz odgłos wieszającego się momentami gramofonu - i owszem.
"Każę światu się bujać". Cztery słowa, a mówią więcej o całym rapie Kuby niż najdokładniejsze analizy i najprecyzyjniejsze elaboraty. Tytuł ostatniego (nie licząc bonusów) kawałka reprezentanta Alkopoligamii to credo światopoglądowe i artystyczne. Mówimy przecież o gościu, który w swoich zwrotkach nie wychodzi zbyt daleko poza to, w czym czuje się najlepiej, a warsztat, choć naprawdę powyżej średniej krajowej, działa dyskretnie. Siadasz, słuchasz i albo ci się spodoba, albo nie. Żadnego środka, mimo że muzyka naraz relaksacyjna i wciągająca, zależnie od tego, jak podchodzimy do odsłuchu. Rozmarzysz się przy leniwej, mało ornamentowanej nawijce i odpłyniesz, lecz w skupieniu wyłapiesz wersy tak dojrzałe jak choćby ten: "Różne światy - najpierw chcę je zrozumieć, a nie ocenić". Masz jakieś oczekiwania - zostaw je w kieszeni, nie wyświetlaj się z nimi. Ja jednak wyświetlić się muszę, bo to nie fanowski pean, by przekonać nieprzekonanych i sprowadzić dyskusję do parteru, tylko recenzja. Jeśli coś mnie uwiera w "LMRR", to fakt, że wszystko już słyszałem. Nawet kiedy pojawiają się tak godne docenienia linie jak powyższa, i tak odnoszę wrażenie, że poznałem już Knapa na wylot, a kolejne utwory tylko utwierdzają mnie w tej myśli. Gdyby taki album wyszedł w 2014 roku zamiast "Lecę, chwila, spadam" - dostałby oceny równie wysokie, co poprzednik, ale dużej różnicy między nimi bym raczej nie zauważył.
Brakuje czegoś ekstra. Czegoś, co identyfikowałoby materiał i dawałoby mu niezależność. Powierzenie warstwy muzycznej jednemu producentowi traktuję właśnie jak próbę dokonania skoku jakościowego, do którego jednak nie dochodzi. Nie chodzi bynajmniej o brak chemii czy jednowymiarowość Jorgusia Kilera. Ci dwaj rozumieją się bez słów i podchodzą do współpracy partnersko. J.K. ma do zaoferowania wiele i rozsądnie dawkuje doznania. Już w otwieraczu, czyli "Wahadle", daje głęboki bas i sugeruje funky duszę, godząc dążenia Kuby i członków JWP (to staje się zresztą regułą, bo i kolejni goście czują się wyjątkowo dobrze przy serwowanych dźwiękach). Potem utrzymuje stały poziom, puszczając oczko do uniwersalności - nie będzie nietaktem wrzucenie "Niepotrzebnie" do lowridera, zapalenie spliffa przy "Spranych Czapkach" czy wyjście na taneczną matę w rytm wspomnianego już "Każę światu się bujać". Cóż jednak z jego wysiłków, skoro alkopoligamista woli zostać w tym momencie w kapciach na zrzucie...
Ludzie mówią, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki (bo przecież zmienia się woda). Knap udowadnia jednak, że można brodzić dziś, można brodzić jutro i będzie można brodzić za parę lat. Czas jednak odsunąć się od brzegu i wypłynąć na głębinę. Komu jak komu, ale Knapowi nie powinniśmy - jako troskliwi słuchacze - pozwalać trwonić niewątpliwego talentu na łatwiznę.
Kuba Knap "Ludzie mówią różne rzeczy", Alkopoligamia.com
7/10