Recenzja Kasia Popowska "Dryfy": Nasza dziewczyna z gitarą

Iśka Marchwica

Zapytana o wyczuwalne odwołania do country i amerykańskiego folku, Kasia Popowska odpowiada z rozbrajającą szczerością, że chodzi chyba po prostu o to, że akompaniuje sobie na gitarze akustycznej. Ale jest w tym coś więcej. Prostota tekstów na "Dryfach", rytmów, melodii każe nam wyobrażać sobie Kasię na drewnianej scenie gdzieś na amerykańskich równinach. I gdyby Kasia poszła zdecydowanie w tę stronę, album "Dryfy" byłby zdecydowanie ciekawszy.

Kasia Popowska na okładce płyty "Dryfy"
Kasia Popowska na okładce płyty "Dryfy" 

Muzyka Kasi Popowskiej plasuje się gdzieś w bezpiecznej szarej strefie radiowego popu i modnego ostatnio niby-poetyckiego-folku. Po zgranym do nieprzytomności hicie "Przyjdzie taki dzień", młoda artystka szuka swojego brzmienia i przestrzeni w niełatwym światku muzyki polskiej. Przyznać trzeba, że na swój albumowy powrót zaprosiła dobrych współpracowników - teksty do kilku piosenek napisali dla niej koleżanka z branży, Karolina Kozak oraz Kamil Durski, rozchwytywany ostatnio dzięki sukcesom Lilly Hates Roses.

Zgrabne, choć niezbyt ambitne teksty w połączeniu z autorską muzyką samej Kasi nie wybroniłyby się jednak, gdyby nie produkcja Kuby Galińskiego - wieloletniego współpracownika m.in. Ani Dąbrowskiej. Doświadczenie kompozytorskie Kuby słychać zresztą w odbiegających od pozostałych piosenek utworach z jego muzyką. "Szablonowy stan", "Lustro" czy zamykające album instrumentalne "Nim ktoś zapuka" może i zaskakują pewnymi naiwnymi brzmieniami, użyciem lekko drażniących dziecięco-elektronicznych instrumentów, są jednak przede wszystkim wyraziste emocjonalnie i jaskrawe melodycznie.

Paradoksalnie, to właśnie w utworach z muzyką Galińskiego najlepiej uwydatniają się folkowo-countrowe zainteresowania Kasi Popowskiej. Kompozytor jakby świadomie zmusza wokalistkę do wpadania w pewien typowy dla tego rodzaju muzyki tembr głosu, podbijany charakterystycznym nieregularnym rytmem. Taki właśnie jest wspomniany już "Szablonowy stan" z idealnym wyważeniem kompozycji i budzącym uśmiech solo gitary, które świetnie zabrzmiałoby też na charakterystycznym dla country banjo.

Same utwory Popowskiej trudne są do odróżnienia między sobą. Poza promującym album "Dryfy", nie odznaczają się ani na tle morza nowych polskich piosenek, ani między sobą. Także w warstwie tekstowej Kasia usiłuje zachować neutralność, co niestety może sprawić, że bezpieczne, nie sięgające po bardziej dosadne i odważne sformułowania teksty nie trafią do nikogo. A przynajmniej nie zostaną ze słuchaczem na dłużej. Trzeba za to przyznać, że do tych pastelowych w wyrazie tekstów, autorka bardzo sprytnie dobiera taką samą muzykę. A szkoda, bo w niejednym refrenie - powtarzanym w kółko, aż zapamiętamy, chociaż ich nijakość naprawdę nie pomaga w tym procesie - słychać, że młoda wokalistka ma naprawdę świetne głosowe predyspozycje. Czyżby Kasia Popowska bała się zaryzykować, ryknąć do swoich słuchaczy, zapłakać, oddać się szaleńczej radości?

To dopiero druga płyta Kasi Popowskiej, dlatego daję 26-latce ogromny kredyt zaufania. Fakt, że Kasia zdecydowała się na współpracę ze zdolnymi i zdecydowanymi w swojej drodze zawodowej twórcami świadczy, że i ona sama chce wytyczyć sobie kolejny tor. "Dryfy" nim jeszcze nie są - to zaledwie próba poszukiwania. Kasi wciąż brakuje artystycznego "być albo nie być" i obawiam się, że "Dryfy" jej w tych decyzjach nie pomogą. Skoro jednak dziewczyna przeżyła Piknik Country w Mrągowie i wyraża siebie, grając na gitarze akustycznej... kto wie? Może za parę lat będziemy mieć swoją Joni Mitchell?

Kasia Popowska "Dryfy", Universal Music Polska

5/10

Kasia PopowskaNiemiecAKPA
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas