Recenzja Hurts "Desire": Nie spektakularnie, ale korzystnie
Gdyby cała płyta była taka jak "Boyfriend", mielibyśmy napompowany przebojowością album. Tak się nie dzieje, sporo mu brakuje, ale i tak "Desire", czwarta płyta duetu "Hurts", przysparza słuchającemu wiele przyjemności.
"Boyfriend" to skrzyżowanie radosnego disco z elektryzującym funkiem. Dla zespołu, który na każdym kolejnym wydawnictwie bierze się za coraz to inne, aczkolwiek krążącego wokół jednego trzonu brzmienia, takie skrzyżowanie pasuje jak ulał. Szkoda, że nie był to kierunek wiodący przy powstawaniu "Desire", na szczęście nie samym "Boyfriend" album ten stoi..
Zaczyna się od energicznych, śpiewnych "Ready To Go", "People Like Us" i "Beautiful Ones". Anderson i Hutchcraft lubują się w pokrzepiających, mających nieść ukojenie, choć czasem aż nazbyt banalnych i aż nazbyt wprost treściach. Tym razem banalność przykrywają całkiem niezłymi, rozbudowanymi, wyposażonymi w różnorodne sprytne chwyty kompozycjami. Klawisze w "People Like Us", podkreślony bas w odrobinę przesłodzonym "Thinking Of You" czy minimalistyczny akompaniament w "Chaperone" oraz wiele innych zdobień nadają albumowi "Desire" eklektycznego charakteru.
I trochę inaczej niż na początku kariery, panowie celują w bardziej rozrywkowe klimaty. "Desire" to najjaśniejszy punkt w dyskografii duetu, przykładem chociażby wdzięczny numer "Walk Away". Dla zespołu, który wszedł na rynek z łatką posępnych wielbicieli syntezatorów i ładnych melodii zmiana może nie spektakularna, acz widoczna. I bardzo korzystna.
Hurts "Desire", Sony Music Entertainment
7/10