Reklama

Recenzja Holaki "Niewidzialna droga do domu": Granie na emocjach

Tego jeszcze nie grali? Bzdura. Kilka lat temu pewne rodzinne trio mocno zapisało się na kartach polskiej muzyki. Czas na kolejne familijne granie. Jak będzie tym razem?

Tego jeszcze nie grali? Bzdura. Kilka lat temu pewne rodzinne trio mocno zapisało się na kartach polskiej muzyki. Czas na kolejne familijne granie. Jak będzie tym razem?
Holaki na okładce płyty "Niewidzialna droga do domu" /

Ponad dekadę temu Waglewscy wydali "Męską Muzykę", natomiast w 2013 roku przypomnieli o istnieniu rodzinnego projektu dzięki równie udanej płycie "Matka, Syn, Bóg". Tym razem na podobny manewr zdecydowali się Holakowie, o, przepraszam, Holaki. Stanisław, Mateusz i Kuba na wielu płaszczyznach łączą stare, klasyczne granie ojca i nurty fascynujące potomków.

Tylko powiadają, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, ale w tym przypadku takie mądrości muszą iść na bok, nie tylko ze względu na kapitalną okładkę okraszoną fotografią, która idealnie oddaje ducha "Niewidzialnej drogi do domu". Oni naprawdę dobrze się zgrali i nagrali płytę pełną kontrastów i miksu swoich stylistyk. Stare spotkało nowe. Niespodziewana zapowiedź, świetny singel "Ty i twój stary", premiera. Fani są zachwyceni, a hejterzy dostali kolejną pożywkę.

Reklama

Ale "Niewidzialna droga do domu" powinna przekonać niedowiarków. Już pomijając fakt, że tutaj jest praktycznie wszystko, do czego zdążył przyzwyczaić każdy z Holaków, to całość, mimo wielu kontrastów, jest spójna i melodyjna. Mateusz ograniczył rap do minimum i pokazuje, jak teraz mogłaby brzmieć lepsza Kumka Olik. Kuba swoją elektroniką wprowadza nieco senności, a także kreuje wyraźny kontrast z piosenkami, w których najlepiej czuje się Stanisław.

To typowa przeplatanka gatunkowa, w której pozbawione hooków The Smiths nie musi na siłę spotkać się z polskim, niezależnym hip hopem, a elektroniczne "Niewidzialna droga" i "Las Samobójców" są tylko dodatkami do popowych, śpiewanych utworów. Mocnych, bo "Skasowana treść" czy "Przeprosiny to dyplomacja" brzmią niczym najlepsze niewydane numery Malarzy i Żołnierzy.

A do tego ta nostalgiczna aura, która przypomina o latach 90. - wycieczki z rodzicami, wakacje w pensjonatach i wspólna rozrywka. Bo jeżeli "Niewidzialna droga do domu" jest pilotem pełnego wątków serialu, to widzowie (a w zasadzie słuchacze) powinni zainteresować się kolejnymi losami bohaterów i oczekiwać na "S01e01". Tutaj wystarczyło niewiele pół godziny, żeby chociaż na chwilę przenieść się w czasy dzieciństwa. I to jest właśnie największa zaleta tej produkcji - granie na emocjach, zwłaszcza że wiele tekstów to życie w pigułce, a nie tylko mruganie w stronę serialowej popkultury.

Jasne, że spokojnie można by było sobie darować nijaki "Drogi prezent" i nic nie wnoszący występ Ralpha Kamińskiego w "Niewidzialnej drodze", ale nawet przez myśl mi nie przeszła parafraza jednego z wersów, który mocno zaznaczył tutaj swą obecność - "Nie chcę was obrazić, bo wiem, jak się staraliście". No i jesteście tacy sami. Warto.

Holaki "Niewidzialna droga do domu", HOLAK

7/10


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy