Recenzja Heart & Soul "Missing Link": Bo grzebać w muzyce też trzeba umieć
Tomek Doksa
Nic tu nie zginęło, a wręcz przeciwnie - Heart & Soul wreszcie się znaleźli na właściwej dla siebie drodze. Brawo wy.
W pierwszej kolejności ukłony dla głównych sprawców całego zamieszania, Bodka Pezdy i Sławka Leniarta, którzy zdecydowali się z projektu sprawnie odgrywającego na polskiej ziemi repertuar Joy Divison, stworzyć pełnowymiarowy zespół nie bojący się ruszyć na długogrający, autorski materiał. Drugie pierwszego co prawda wciąż nie wyklucza, ale po przesłuchaniu "Missing Link" zdecydowanie bardziej wolę Heart & Soul właśnie w takim wydaniu.
Tym bardziej, że tę osobliwą mieszankę rocka i elektroniki o różnych odcieniach, liderom grupy pomagali nagrywać artyści, którzy sami w sobie mają wiele muzycznego uroku. Bela Komoszyńska, którą uwielbiałem do tej pory w konfiguracji z Sorry Boys, w "Paris (Alexander)" i "Porcelain" śpiewa takie rzeczy, że sam już nie wiem, w którym zestawie lubię ją bardziej. Albo Hanna Malarowska - proszę wybaczyć, ale do tej pory postać mi niestety słabo znana (choć współtworzyła m.in. zespół Hanimal), a na "Missing Link" wyrastająca na najmilsze, osobiste, zaskoczenia całego materiału. No i jeszcze dawno nie słyszana w tak ciekawym repertuarze Patti Yang, która może nie wykonuje tu heroicznej pracy, to jednak świetnie współgra z triphopowymi, hipnotycznymi zapędami dawnych liderów Agressivy 69, którzy za główny cel swojego wydawnictwa przyjęli sobie chyba, że zmieszczą na nim wszystko to, co ich muzycznie fascynowało w tak zwanym międzyczasie.
Nie powiem, zadanie na początku mogło się wydawać karkołomne, tym bardziej, że Heart & Soul przyzwyczaili nas jednak do innych form muzycznego wyrazu. Kto im jednak, podobnie jak występujący na tym krążku artyści, zaufał, ten powinien się poczuć dobrze nagrodzony - podczas słuchania "Missing Link" trudno poczuć, by czegokolwiek temu albumowi brakowało. Wstępnie utyskiwałem na jego krótki przebieg, ale dwa numery więcej niczego by tu raczej nie poprawiły.
Przekonuje mnie ten koncept, przekonuje przejażdżka po niby alternatywnym, ale jakże przystępnym muzycznym świecie, który na papierze może wyglądać na co najwyżej ładną powtórkę z postpunkowej i elektronicznej rozrywki, ale na płycie brzmi jak składak z ulubionych wytwórni samych zamieszanych w to wydawnictwo uczestników. Jeśli się mylę, proszę mnie poprawić, ale Heart & Soul mimo że nie grają już Joy Division to po raz kolejny udowadniają, że grzebanie w muzyce popularnej to wciąż niezła sztuka.
Heart & Soul "Missing Link", 2.47 Productions
8/10