Reklama

​Recenzja Craig David "The Time is Now": Czas na rozwinięcie?

Obawiałam się, że usłyszę słodko-gorzki śpiew wiecznego chłopca, zamkniętego w ciele ponad trzydziestoletniego mężczyzny. Na szczęście stało się inaczej, a nowy album Craiga Davida "The Time is Now" okazał się wart uwagi. I to na dłużej.

Obawiałam się, że usłyszę słodko-gorzki śpiew wiecznego chłopca, zamkniętego w ciele ponad trzydziestoletniego mężczyzny. Na szczęście stało się inaczej, a nowy album Craiga Davida "The Time is Now" okazał się wart uwagi. I to na dłużej.
David pamięta, że urozmaicenie to ważna sprawa /

Zdaje się, że żadna wielka filozofia nie stała za powstaniem tego albumu. Ot, czas nagrać coś nowego, mimo iż David aż tak długo nie milczał - w 2016 roku zaprezentował "Follow My Intuition", pierwszy od 6 lat album. Muzyk nieustannie krąży wokół tych samych rejonów - R&B czy UK garage. Jednak to najnowsze wydawnictwo najlepiej spina całą jego twórczość, począwszy od debiutu, i bije na głowę swojego poprzednika.

Przypomnijmy, że zaczęło się w 1999 roku parkietowym hitem duetu Artful Dodger zatytułowanym "Re-Rewind", do którego wokalu użyczył Craig David. Potem był jego solowy debiut - "Born To Do It", wydany w 2000 roku. Dziewiętnastoletni wówczas David zawojował listy przebojów singlami "7 Days" czy "Fill Me In". Płyta zadebiutowała na pierwszym miejscu listy najlepiej sprzedających się albumów w Wielkiej Brytanii, stając się jednocześnie najszybciej sprzedającym się debiutem. Skąd taka popularność? Pokrótce: "Born To Do It" to idealny mariaż muzyki R&B i UK garage z nowoczesnym popem, dopełniony świetnym wokalem. Żadna z kolejnych płyt Davida nie powtórzyła sukcesu debiutu, nie zbliżając się nawet do tego pułapu. Po latach ze sławy, którą David cieszył się wtedy może nie zostało wiele, za to jego skille poszły do góry. Powiedziałabym więcej - David nadąża i wie, co w trawie piszczy.

Reklama

Jako wyjadaczowi, w dodatku obdarzonemu tak dużym talentem, pewnie nie trudno było zebrać taką ekipę. Obecność JP Cooper czy Bastille dodają albumowi punktów. W "I Know You" z wokalem Dana Smitha słychać charakterystyczną dla numerów Bastille przebojowość i power. Z kolei współpraca z Chase & Status obrodziła niezłym drum’n’basowym numerem "Reload". David pamięta, że urozmaicenie to ważna sprawa.

Dzięki dobrym kompozycjom i dzięki temu, że David się nie oszczędza - tu zaśpiewa niżej, tu wyżej, tam zarapuje - "The Time Is Now" jest naprawdę wielobarwnym, rozbudowanym albumem. Mimo że stoi na niezmienianych przez muzyka od lat podstawach.

Wspomniany miękki wokal Craiga Davida odnajduje się najlepiej w bujających kawałkach, takich jak "Live in the Moment". Takich momentów jest tu więcej, a z każdym przesłuchaniem coraz trudniej znaleźć słabe strony, a także odpowiedź na pytanie: dlaczego Craig David nie zrobił kariery podobnej do tych, które osiągnęli Justin Timberlake czy Pharrell Williams? Wokalnie na tym samym poziomie, więc może zabrakło pomysłów i wytrwałości?

Słodkie, trochę pościelowe zakończenie z udziałem Elli Mai gruntuje i systematyzuje wszystko, co usłyszałam przez wcześniejsze kilkadziesiąt minut. A było to bardzo przyjemne, raz bujające, raz taneczne, cały czas na wysokim poziomie. Nie wiem, dlaczego ta kariera nie ekspandowała. Może wreszcie przyszedł czas na rozwinięcie?

Craig David "The Time is Now", Sony Music Poland

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Craig David
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy