Recenzja Bracia Figo Fagot "Disco Polo": Schabowy, mazurek, żurek, kiszony ogórek
Paweł Waliński
Mało który dowcip śmieszy kilka razy. W przypadku Braci Figo Fagot się jednak udało. Choć efektu pierwszej płyty pewnie nie powtórzą już nigdy.
Ich pierwsza płyta, "Na bogatości" (2012), zrobiła furorę, bo była świetna, choć niejeden (osiągając przy okazji szczyty blazy) krytykował ich za prostactwo. Niesłusznie. Teksty Figo Fagot były może i dosadne, ale również bardzo inteligentne i przewrotne. Nie na tematy marynistyczne, czyli - jak mawiał Jonasz Kofta - "o d*pie Maryni", ale znakomicie rysujące to, jak (wielko)miastowi i niesłuchający disco polo widzą tych, którzy zwykli się przy owym bawić.
Na dwójeczce BFF ("Eleganckie chłopaki", 2013) nie mogli powtórzyć sukcesu jeden do jednego, siermięga starego disco polo jeszcze z lat 90. wzbogacona została tym bardziej współczesnym brzmieniem tego gatunku. Jednocześnie bez efektu nowości, teksty wydawały się mieć już znacznie mniejszą siłę, forma zaczęła się odrobinę wycierać. Trzeci album, "Discochłosta" (2014) przesłuchałem może raz i może raz najwyżej się uśmiechnąłem. W tym kontekście "Disco Polo" to niejaki powrót do formy. Choć na pewno nie tej z pierwszego albumu.
Jasne, że nadal mamy tu pejzaże o właściwościach socjologicznych. Szczególnie w kontekście polskiego zdobnego w klapki do skarpet i znaki kotwic kinderpatriotyzmu cieszy na przykład tekst otwierającej płytę "Polski": "Od Bałtyku / aż do Tatr / dostojne chłopaki / k**** mać / Od Odry / aż do Buga / świnie, kebab / no i wóda". Bo czyż nie jest to dokładnie to lusterko, w którym przeglądamy się tak niechętnie? Nie to, które podstawiła polskiemu społeczeństwu w wakacje Agata Młynarska, narażając się na powszechną falę hejtu? Różnica może taka, że BFF robią podobną rzecz z okrutnym wręcz dystansem, bardziej więc są hejtoodporni.
Można im oczywiście czynić zarzut, że połowa numerów traktuje o chlaniu wódy, ale przecież to tylko kolejne lusterko naszego społeczeństwa, gdzie przecież nadal wypić 0,7 i zbić żonę to okoliczność częstsza niż na przykład partycypacja w ruchach społecznych. Znów (choć w mniej zabawny sposób niż na debiucie) pojawia się też oczywiście figura cygana-złodzieja, znany już z poprzedniego nagrania wokal stylizowany na Zenka Martyniuka z Akcentu, postać dla gatunku wszak absolutnie spiżowa. Szczególnie na wschodzie Polski, gdzie słowa "Zenka to ty szanuj!" nierzadko poprzedzają bicie po buzi. Nie brakuje też odniesień do viralnej rzeczywistości, jak choćby (w "Ajem USA") do Pabla z Mielna, którego pewnie znacie, a jeśli nie znacie, winniście odszukać go na jutube, wpisując hasło "kac Mielno".
Muzycznie tu oczywiście nie ma za bardzo o czym pisać. Można najwyżej nadmienić, że BFF się stale profesjonalizują i nadal mają myk do melodii, szczególnie melodyjnych refrenów śpiewanych przez Piotra/Fabiana/Figo. Panowie oczywiście niemożliwie się powtarzają, ale i to jest przecież pewnym elementem obranej konwencji. Czyli w sumie znów jest fajnie, zabawnie, a po przeprowadzonej dobrze selekcie da się wyciąć z tego parę numerów do użytku niejednorazowego. Poziom przewrotności debiutu jednak już chyba zawsze będzie poza ich zasięgiem. Choć tu chciałbym się akurat mylić.
Bracia Figo Fagot "Disco Polo", SP Records
5/10