Recenzja Anna Dereszowska i Machina del Tango "Tango Va Banque": Weź różę w zęby
Paweł Waliński
Anna Dereszowska podjęła się bardzo ambitnego celu. Dodać coś od siebie do historii tanga. Tylko czy to jeszcze jakkolwiek możliwe?
Tango jest formą raczej zamkniętą, a przynajmniej na takie zamknięcie skazuje ją entourage, który wokół tanga urósł. Kiedy słyszymy jego rytm, zrazu budzą się w nas potoki obrazów, na czele z niewidomym Alem Paciną obtańcowującym w sali balowej przepiękną, młodziutką jeszcze Gabrielle Anwar. Ale jest i inny problem. O Jamesie Joyce'ie mawia się, że stworzył (nieprawda - pierwszy był Edouard Dujardin z "Les Lauriers sont coupés", 1888. r), doprowadził do zenitu i zamknął prozę strumienia świadomości. Na płaszczyźnie tanga podobnie można mówić o Carlosie Gardelu i Astorze Piazzoli. Od ich czasu krok do przodu (czy raczej pozór kroku) wykonał co najwyżej Gotan Project, zwyczajnie w postmodernistycznej manierze przekładając klocki bez dokładania nowych. Zmaganie się z tangiem jest więc mieczem obosiecznym. Z jednej strony to poniekąd emocjonalno-erotyczny samograj, z drugiej - jeśli nie zachowa się pokory, tango z pewnością utrąci nam głowę. Zasłużenie.
Anna Dereszowska, jedna z najwybitniej seksownych polskich aktorek bierze się za tanga z głową, zrazu obrysowując teren eksploracji i ograniczając go do tang filmowych. Startuje "W małym kinie" - numerem absolutnie nieśmiertelnym i takim, którego niekochanie oznacza brak duszy i serca. Koniec, kropka. Wizyta w starym kinie wychodzi jej nieźle, choć bez wartości dodanej. Lepiej jest w "Każda kobieta to szpieg" (oryg. z "Lata 20., lata 30.", wyk. Ewa Kuklińska), bo Dereszowska świadomie i umiejętnie operuje swoimi zdolnościami aktorskimi, a i szepnąć potrafi tak, że człowiek (uściślijmy - głównie mężczyzna) już widzi się w mrocznej alkowie z jadowitym sztyletem wbitym w serce; sztyletem, ale i uśmiechem, bo konać przy takiej femme fatale to sama radość. Dalej instrumentalna wersja "Nostalgias" Juana Carlosa Cobiana. Poniekąd dobrze, że instrumentalna, bo pod nieobecność Dereszowskiej człowiek zauważa, że Machina del Tango mają bardzo fajne podejście do tanga - delikatnie uwspółcześniają je w sekcji i dodają nieraz chopinowsko brzmiące pochody fortepianowe. Maestria tu w tym, że zupełnie nie przedobrzyli.
Z pojedynku z Lizą Minelli we wziętym z "Kabaretu" "Mein Herr" Dereszowska wychodzi jednak na tarczy. Co ani zdziwieniem, ani wstydem jednak przecież nie jest. Doskonale za to wypada "Uciekaj moje serce" z pewnego bardzo ponurego i łzawego serialu. Dereszowska ów ponury klimat łamie, dowodząc, że Kazimierz Kaczor, jak zsiadł z ciągnika, tak zrazu został najprzedniejszym fordanserem w powiecie. Bez szkody dla pięknej melodii Seweryna Krajewskiego. Nieźle wypadają tanga z obu części "Vabank". Zawodem - niestety - jest "Por Una Cabeza", czyli gardelowskie tango z 1935 roku, dokładnie to, do którego w "Zapachu kobiety" tańczyli Pacino i Anwar. Numer napisany jest z tak szalonym i mistrzowskim wykorzystaniem kontrapunktu, z tak niemożliwą dynamiką, że winien łeb urywać. Tymczasem Machina del Tango ów kontrapunkt trochę gubią, co po naszemu oznacza, że ich wykonanie jest zbyt piano, brakuje mu p...cia. To przychodzi dopiero na końcu, kiedy jest już za późno. Prywatnie z kolei do białej gorączki doprowadziła mnie kolejna przebrana za tango wersja "Roxanne". Numer z naprawdę piekielną dawką dramatyzmu jako tango, niezależnie od wykonawcy robi się rewiowy, rozmemłany, staje się swoją własną parodią. Pokracznie brzmi tu też wokal Dereszowskiej.
Sam wokal może nie jest jakiś tytaniczny, użyty jest za to przez większość płyty z kunsztem i świadomością. Tu można Dereszowską postawić obok Villas, czy Przemyk - wokalistek o zdecydowanie mocniejszych warunkach (końcówkę nieszczęsnej "Roxanne" aktorka śpiewa nota bene absolutną Przemyk).
Reasumując. Nihil novi, a jednocześnie - pomijając wypunktowane kiksy - płyta jest bardzo zręczna, wstydu nie ma zupełnie. Amatorzy tanga winni być zadowoleni. Amatorzy Dereszowskiej też - erotyzm tanga, erotyzm wykonawczyni, dodajcie sobie jedno do drugiego... Natomiast przeciętny zjadacz chleba uśnie pewnie wpół drogi. Choć może odwrotnie - tak zakocha się w tej rytmice, że zapisze się na lekcje tańca, przyniesie żonie różę w zębach, przestanie bić ją i dzieci, obudzi w sobie pełnego pasji latynoskiego kochanka, stanie się współczesnym Martinem Fierro? Się okaże...
Anna Dereszowska i Machina del Tango "Tango Va Banque - Tanga filmowe", Warner Music Polska
6/10