Recenzja Acid Drinkers "25 Cents For A Riff": Döbrze znany fyrtel
Alice Cooper miał swoje "Billion Dollar Babies", Gang Of Four żył z dnia na dzień w "Another Day / Another Dollar", a Limp Bizkit wciskali wszystkim nieistniejący "Three Dollar Bill, Y'all$". Acid Drinkers płacą 25 centów za riff. Wrodzona poznańska oszczędność? Nie. Złoty interes.
W zapowiedziach "25 Cents For A Riff" słowo "klasyka" pojawiało się na tyle często, by zawczasu zrozumieć, że album ten nie będzie pochodną intensywnego "La Part Du Diable", na którym dwa lata temu solidnie wszystkim przyłożyli.
Sięganie do annałów klasyki rocka i metalu zdarzało się Acid Drinkers nie tylko na hagiograficznych "Fishdickach", ale i regularnych płytach, czego przykłady mieliśmy choćby na "The State Of Mind Report" z 1996 roku czy wydanym trzy lata później "Amazing Atomic Activity". To właśnie tym tropem podążyli poznaniacy na "25 Cents For A Riff". I zrobili to po mistrzowsku.
Podstawową zaletą 14. studyjnej płyty Acidów nie jest jednak sam fakt odwoływania się do klasycznego, rockowego brzmienia, ale nadawanie mu charakterystycznego, indywidualnego kształtu, jak to dzieje się już w otwierającym płytę utworze tytułowym, w którym opatentowana chwytliwość na miarę AC/DC stanowi jedynie podstawę dla umacniania własnej tożsamości, z chóralnymi, sztubackimi refrenami pod przewodnictwem Titusa, szerokim wachlarzem naprawdę wybornych, piekielnie różnorodnych solówek Popcorna czy tyleż bezpretensjonalnym, co pełnym polotu nabijaniem tempa przez Ślimaka.
W klimacie twórczości Lemmy'ego Kilmistera mknie przez döbrze znany fyrtel (po poznańsku: okolica, kąt) "Enjoy Your Death", w którym Titus wyciąga tytułowy "deeeeath" niczym sam Rob Halford, zaś za sprawą mocarnego groove'u w rozbujanym "Me" odlecicie jak Monster Magnet na "Powertrip". Pozytywny trip gwarantuje również wyluzowny, spokojniejszy "Madman's Joint", w którym rolę wokalisty pełni Ślimak.
Co ciekawe, w bardziej radykalnych brzmieniowo "God Hampered His Life" i "Not By Its Cover" za mikrofonem stanął gitarzysta Jankiel i trzeba przyznać, że świetnie sobie poradził. Pierwszy to szybki numer w konwencji Annihilator i Testament, drugi - zdecydowanie ciężki, przywodzący na myśl nowoorleańskich łamignatów z Down. Odór luizjańskich bagien czuć też wyraźnie w "Riot In Heaven", zaś thrashowe zacięcie (przy udziale napędzanych podwójną stopą blastów!) zdradza ponownie wybuchowy "Demise".
Zaraźliwą wręcz chwytliwością cechuje się melodyjny "Don't Drink Evil Things" - najbardziej przebojowa kompozycja na "25 Cents For A Riff"; coś jak heartland rock Boba Segera z szatańskim błyskiem Ozzy'ego Osbourne'a - kapitalne! Daję głowę, że tytułowa fraza już wkrótce rozbrzmi sektami gardeł. Na pozycji faworyta widzę też dynamiczny "Chewed Alive", numer o potencjale nie mniejszym niż "She Builds Quick Machines" Velvet Revolver.
Na tym tle mniej przekonuje jedyne "The Noose", choć jego wielowymiarowość może znaleźć wyznawców, a riffy z pewnością nie są tu z - jak powiedzieliby The Clash - demobilu gwiazd rocka - mnie jednak zmęczył. Za to finałowa ballada "My Soul' Among The Lions" autorstwa Popcorna powinna przypaść do gustu zwolennikom akustycznych wycieczek Led Zeppelin na "III".
Przypomniany niedawno przez Claptona, zmarły w zeszłym roku J.J. Cale śpiewał w latach 70.: "I make rock'n'roll records / I sell 'em for a dime / The blues they go for a quarter / Guaranteed to satisfy". Na "25 Cents For A Riff" Acid Drinkers gwarantują dokładnie to samo.
Acid Drinkers "25 Cents For A Riff", Mystic
8/10