Punkowy polityk daje czadu

Jarek Szubrycht

Jello Biafra and the Guantanamo School of Medicine "The Audacity of Hype", Alternative Tentacles

Okładka albumu "The Audacity of Hype"
Okładka albumu "The Audacity of Hype" 

Szczyt ironii losu: torturowanie więźniów Guantanamo nagraniami nowego zespołu Jello Biafry. Nie, póki co chyba do tego nie doszło, ale "The Audacity of Hype" świetnie się do wymuszania zeznań nadaje - to mocna, hardcore'owa jazda, porównywalna z najlepszymi dokonaniami byłego lidera The Dead Kennedys.

Jello Biafra nie rozpieszczał ostatnio swoich wiernych fanów. Głos The Dead Kennedys mimo swych anarchistycznych poglądów, na dobre zaangażował się w politykę i wyrósł na prominentnego działacza amerykańskiej Partii Zielonych, niewiele brakło a ubiegałby się nawet o posadę w Białym Domu (w 2000 roku nominację sprzątnął mu sprzed nosa Ralph Nader). Poza tym oczywiście dużo pisał, głosił słowo mówione oraz nagrywał to i owo z przyjaciółmi (od pojedynczych rzeczy z Ministry czy Napalm Death po całą płytę z The Melvins). Wreszcie zebrał nowy zespół (w składzie m.in. Billy Gould z Faith No More) i nagrał długo oczekiwaną płytę.

Muzyka zawarta na "The Audacity of Hype" was nie rozczaruje, ale i nie zaskoczy. Współpraca z Alem Jourgensenem zaowocowała podobnym jak w Ministry zamiłowaniem do długodystansowego, monotonnego naparzania na wysokich obrotach. Z kolei u Melvins wokalista podpatrzył kult masywnego, potężnego brzmienia. Poza tym jednak Biafra nie próbował zerwać z dziedzictwem The Dead Kennedys. Rozsądnie - z tak charakterystyczną manierą wokalną daleko by nie uciekł.

Projekt ma Guantanamo w nazwie i Jello Biafrę za mikrofonem, więc nietrudno się domyślić, jaka jest tematyka tekstów. Wokalista pastwi się nad politycznym truchłem George'a W. Busha ("Ulubiony klaun teksańskich nafciarzy / Nie oddala się nigdy od swojego karmnika / Od precli posypanych kokainą"), bo uważa, że były prezydent nie zapłacił za swoje grzechy ("I co teraz? To nie koniec / Dopóki nie doprowadzimy ich wszystkich przed sąd za zbrodnie wojenne / Działajmy szybko, albo to będzie trwać / I zanim się obejrzymy, zgadnijcie kto wróci"). Bezlitośnie rozprawia się z amerykańskim wymiarem sprawiedliwości ("Oto czystki etniczne / W amerykańskim stylu / Więcej ludzi w więzieniach / Niż kiedykolwiek w innych krajach / Witamy w Gułagu"), wilczym kapitalizmem ("Wymuszone pożyczki z Banku Światowego / Niedługo zatopią twój kraj / Zero żywności i lekarstw / Tylko fabryki, kopalnie i elektrownie"), konsumpcjonizmem ("Śpiewający papier toaletowy z moimi inicjałami / Kto kupuje takie rzeczy? / Ci co mają plastikowe krasnale w ogródkach"), a na koniec przedstawia swoje plany na przyszłość ("Chcę dawać czadu / Niech eksploduje mój chory humor / Będę się uśmiechał podpalając to wszystko / Wolę w swój mały sposób / Tworzyć historię / Niż oglądać ją w TV").

Można się nie zgadzać z lewicowymi poglądami Jello Biafry, łatwo wytknąć mu czarno-białe postrzeganie świata, nawet fanatyzm, ale autentycznego zaangażowania, rewolucyjnego żaru nie sposób mu odmówić, bo tego udawać się nie da. Nie przez całe życie. A Biafra jest na barykadzie już od ponad 30 lat... Ma rację. Tak się robi historię.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas