Pat Jacob "Całkiem Nowy Człowiek": Dużo lodu, mało ognia [RECENZJA]

Łowił ryby, pomagał przy strzyżeniu i dojeniu owiec. Jakiś czas temu postanowił, że nagra płytę. Warto go poznać nie tylko dzięki tej historii.

Pat Jacob na okładce płyty "Całkiem nowy człowiek"
Pat Jacob na okładce płyty "Całkiem nowy człowiek" 

Skálholt. Niewielka wioska na południu Islandii. Tajemnicza postać, która sama o sobie mówi, że jest rolnikiem, a w wolnych chwilach nagrywa piosenki. To nie jest kolejna opowieść samozwańczego coacha, który pomylił Bieszczady z północą Europy, ale historia człowieka, który właśnie debiutuje na scenie.

Pat Jacob, bo o nim mowa, ma szansę zostać kolejnym bohaterem hipsterskiego środowiska z Placu Zbawiciela, ale jeszcze więcej powinien zyskać wśród tych, którym nie są obce proste, kameralne piosenki inspirowane skandynawskim popem. Takim, z którego chłód i specyficzny klimat wylewają się w każdej sekundzie. "Całkiem Nowy Człowiek" to również kolejna płyta, której znaczną część spokojnie może się wpisać na playlisty serwisów streamingowych z alternatywnym popem. Przyznacie sami, znane schematy i sprawdzone sposoby na rozpoczęcie kariery, prawda?

Ale nie tutaj. Jasne, że to już wszystko było, nawet w rodzimym wykonaniu, ale Pat Jacob oferuje trochę więcej. Udanie wprowadza do swojego świata, do którego zaprasza wraz ze "Wschodem". Uniwersum pełnego chłodu, delikatnych syntezatorów i pulsacji, które sprawia, że czas w naszej rzeczywistości płynie wolniej. Ciągle jest blisko natury, gdzie śpiew ptaków i szum wody nie tylko ubarwiają tło (świetne "Hvalur"), ale są jego nieodłącznym elementem. Przy pomocy akustycznej gitary, klawiszy i nieprzekombinowanych perkusji kreuje rozmarzoną aurę pełną intymności i tajemnic.

Cała warstwa muzyczna skutecznie przypomina skrzyżowanie niektórych nagrań Smolika i Bokki. Jest przyjemnie, sennie, ale ciężko też nie odnieść wrażenia, że wszystko zlewa się w jedną całość i ciągle słucha się jednego i tego samego utworu. Sposobem na taki stan rzeczy mogą być zaproszeni goście, którzy mogliby wnieść więcej świeżości i dynamiki. I mogłyby się to udać, zwłaszcza, że nazwiska na papierze wyglądają dobrze, zwłaszcza jak na pierwszą, długogrającą płytę.

"Całkiem Nowy Człowiek" pierwotnie miał być albumem instrumentalnym, jednak różne sploty historii sprawiły, że na albumie pojawiło się kilka wokalistek. I to jest największy problem debiutu Pata Jacoba. O ile nie można mieć żadnych zastrzeżeń do Natalii Przybysz, która sprawiła, że "Chmury" stały się "radio friendly", czy Natalii Grosiak dla której "W tajemnicy przed sobą" zostało wręcz stworzone, to już mniej pochlebnie trzeba pisać o pozostałych. Bezsensowne wywody Katarzyny Swinarskiej w "1920" można jeszcze potraktować z przymrużeniem oka, natomiast przeciętne "Słońca" to i tak najciekawsza rzecz, którą nagrała Nosowska w ostatnim czasie. Największy problem jest z Marią Peszek, której wulgarność w tytułowym utworze do takiego klimatu pasuje jak pięść do nosa... Na co to komu?

Zimne piosenki też trzeba potrafić nagrywać, nawet na jednym patencie przez całą rozciągłość albumu, ale czy to aż taka wada? Skąd! Fajna, spokojna, pozwalająca zasnąć płyta. Niekoniecznie z nudów, ale radzę dawkować raz na jakiś czas, tylko porę roku na premierę można było dobrać lepszą. Czy nie lepiej było wstrzymać się do zimy?

Pat Jacob "Całkiem Nowy Człowiek", Mystic

7/10



Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas