Muse "Will of the People": Dobrze znany nieznajomy [RECENZJA]

"Will of the People" to płyta zdecydowanie inna niż pozostałe dzieła ekipy Matta Bellamy’ego, a jednocześnie doskonale znana fanom. Pozycja w swojej niespójności wręcz doskonale spójna. Czerpie bowiem ze wszystkich inspiracji, które napędzały różne albumy zespołu i łączy je w jeden krążek.

Okładka płyty "Will of the People" grupy Muse
Okładka płyty "Will of the People" grupy Muse 

Etymologia powstania "Will of the People" to rzecz jest wręcz fascynująca - wytwórnia chciała wydać płytę z największymi przebojami Muse. Oburzony zespół odpowiedział stworzeniem takowej, ale... zawierającej zupełnie nowy materiał. Tak, "Will of the People" to przekrój całej twórczości Anglików, przy czym potraktowany w sposób zupełnie inny niż zrobiłyby to inne grupy.

Co więc tu otrzymaliśmy? Mamy "Liberation", które nawiązuje do rock operowych klimatów, błyskawicznie przypominając o "A Night at the Opera" Queen oraz o tym, co Muse tworzyło w czasach "The Resistance". Niewątpliwie wybija się popowo-synthwave'owe "Compliance", które przywołuje na myśl "Simulation Theory", by w połowie nieoczekiwanie wysunąć na pierwszy plan syntezatorową wariacją na temat głównego motywu z "Nieustraszonego" (lub "Knight Rider", jak kto woli) z Davidem Hasselhoffem w roli głównej. Podobieństwo nie może być przypadkowe.

"Won't Stand Down" potrafi być elektroniczne na dubstepową modłę, przyciągając jednocześnie podróżami Bellamy'ego krtanią po oktawach. A i tak najciekawszy okazuje się transpozycja piosenki w nu-metalowy kawałek ze screamem, ścianą gitar i twardymi bębnami, o co prędzej oskarżylibyśmy Korn niż Muse. Dużo więcej gitarowego grania otrzymujemy za to w zaskakująco nieskomplikowanym "Kill Or Be Killed".

"You Make Me Feel Like It's Halloween" i "Euphoria" w jasny sposób nawiązują do połączenia niemal barokowego rocka i masywnych leadów z syntezatorów, które to zadowalało uszy w czasach "Black Holes and Revelations". A jakby było wam tego wszystkiego mało, to otrzymujecie rozmarzoną "Veronę" napędzaną ejtisowym arpeggio, która zmierza sposobem konstruowania napięcia zaskakująco blisko... post-rocka?

Jeżeli coś naprawdę tu nie zagrało, to "We Are Fucking Fucked" - piosenka, która swój fatalistyczny przekaz łączy z groteskowym poprowadzeniem wokalu. Ale trudno nie uniknąć wrażenia przeszarżowania, które ratuje wyłącznie niemal cave'owski, klimatyczny mostek.

Przy czym "Will of the People" okazuje się w gruncie rzeczy naprawdę porządnym albumem. Jasne, niemal wszystko, co jest tu obecne słyszeliśmy już na poprzednich płytach Muse. Redefinicji, jaką z lubością uprawiali muzycy, raczej tu więc nie doświadczycie. Nawet tekstowo nie ma niczego, czego byście się nie spodziewali: pojawia się polityczny przekaz, tropienie spisków, poczucie zagrożenia i refleksje nad stanem człowieczeństwa w skali mikro oraz makro.

Nie powiedziałbym jednak, że mamy do czynienia z płytą dedykowaną wyłącznie fanom. Z uwagi na swój przekrojowy charakter "Will of the People" staje się bowiem doskonałą okazją, aby osoby niezapoznane z twórczością Muse mogły rozpocząć swoją przygodę z muzyką Brytyjczyków. Ta, owszem, miała wzloty i upadki, ale tu udało się zawrzeć esencję stanowiącą ciekawsze elementy nawet tych słabszych krążków. Stąd siódemka.

Muse "Will of the People", Warner Music Poland

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas