Reklama

Mount Westmore "SNOOP, CUBE, 40, $HORT": Czterej pancerni bez psa [RECENZJA]

Czy konstelacja emerytowanych gwiazd rapu może świecić jasno? Tak, jeśli patrzysz na niebo nad Kalifornią. "Jesteśmy żywym dowodem, przeszliśmy próbę czasu, a jak jakiś matoł się nie zgadza, to musi być głuchy, głupi i ślepy" - obwieszcza Mount Westmore. Brzmi bezczelnie, panowie mają jednak prawo czuć się dobrze.

Czy konstelacja emerytowanych gwiazd rapu może świecić jasno? Tak, jeśli patrzysz na niebo nad Kalifornią. "Jesteśmy żywym dowodem, przeszliśmy próbę czasu, a jak jakiś matoł się nie zgadza, to musi być głuchy, głupi i ślepy" - obwieszcza Mount Westmore. Brzmi bezczelnie, panowie mają jednak prawo czuć się dobrze.
Okładka albumu Mount Westmore "SNOOP, CUBE, 40, $HORT" /materiały prasowe

Wszystko drożeje, ale słowa tak jak "legendy" i "supergrupa" akurat potaniały. Muzyka przeżyła tyle powrotów i reaktywacji, przykryło ją tyle promocyjnego bla bla bla, że nikt tu forów za dawne osiągnięcia nie będzie więcej dawać. I ja też nie będę chwalić Snoop Dogga, Ice Cube'a, Too $horta oraz E-40 , bo akurat raczyli coś wspólnie nagrać. Zwłaszcza, że zrobili to już wcześniej i sprzedawali w formie NFT, a teraz próbują szerzej dotrzeć i szerzej zmonetyzować.

Będę natomiast chwalić porządny album. Taki, na którym nie czuć, iż spotyka się tutaj facet zaczynający przygodę z tworzeniem rapu na początku lat 90. i trzech gości startujących jeszcze dekadę wcześniej. To nie jest składanka z odzysku na przypadkowych podkładach rozsianych od boom bapu po drill. Tu nikt nie jest znudzony, wypalony i zgorzkniały. "Zapięte na ostatni guzik, błyszczące, tak świeże, że aż chrupkie" - obiecuje E-40. I słowa dotrzymuje.

Reklama

Mount Westmore sprawdza się jako uzupełniająca się układanka silnych, nieskończenie pewnych stylów. Proszę włączyć "Activated": Ice Cube kładzie jednosylabowe rymy twardo na werbel jakby lata 80. nadal trwały, E-40 przyspiesza, Snoop wjeżdża z melodią, wszystko spina wykonany z pomocą talkboksa refren.  Dajcie też szansę "Motto": minimalistyczna, sprężysta, produkcja Ricka Rocka, a na niej gęsto rymujący 40 w kontraście do totalnie swobodnego, przez pół zwrotki klejącego słowa samą intonacją Too $horta.

Najbardziej podoba mi się to, że w każdym numerze ekipa jest w komplecie - żadnego uciekania w solowe kawałki i dopychania gośćmi, smutnej normy u zespołów z trzy razy niższą średnią wieku. Panowie są w tym razem, dzielą zwrotki na pół ("California"), wymieniają po cztery wersy ("Too Big"). Na końcu "Up & Down", kiedy można było po prostu skończyć, znakomicie dysponowany przez cały krążek Snoop serwuje swoje unikalne podśpiewywanki i dogadywanki. Wiadomo, zebrali się tu różni bohaterowie, Cube'a będzie ciągnęło do publicystyki, Shorta do opowieści z życia alfonsa, niemniej zestrajanie częstotliwości działa fantastycznie, o czym przekonuje chociażby "Ghetto Gutter", gdzie świetny obrazek idzie za świetnym obrazkiem niczym w starych filmach Spike'a Lee.

Każda minuta Mount Westmore nie zostawia żadnych wątpliwości i wiemy, że słuchamy brzmienia zachodu. Na pewno nie zabraknie więc wygrzanego słońcem, wyhodowanego na nagraniach Clintona i Troutmana kalifornijskiego funku - jest zarówno w postaci żywcem wyjętej z lat 90. ("I Got Pull"), jak i kwaśniejszej, bardziej kosmicznej, finezyjnej ("Do It Best"). Fani spuścizny wytwórni Sick Wid It mogą być spokojni, bowiem surowa, nacierająca i szybka muzyka z okolic San Francisco, w sam raz do potrząsania tyłkiem i bujania się w samochodzie, też tu jest, wręcz odgrywa ważniejszą rolę. Plejada producentów (w tym trochę osobistości, m.in. Rick Rock, Soopafly, Jelly Roll, FredWreck) stawia na prosty, charakterystyczny bas, dużo clapów, zostawia raperom przestrzeń.

"SNOOP, CUBE, 40, $HORT" jest bez wątpienia za długie, w ostatnich numerach chemia między bohaterami rapu nie cieszy jak wcześniej, a ponad godzinny festiwal wpisanych w konwencję, niewymagających tłumaczenia wersów pokroju "I'll deliver your fuckin' liver" i "I love liquor and sex, booty and breasts" zaczyna irytować, bo zaskoczyć może w nim tylko wiecznie żywa wyobraźnia E-40. Ale nawet nie marzyłem o tym, że ten krążek da mi tyle radości: od otwarcia z wysamplowanym, zmyślnie powtarzanym "oh god" i "Californiaaaa", przez niespieszne "Have a Nice Day", w którym Too Short wykłada styl życia nie rap, a 40 wjeżdża jak lokomotywa u Tuwima, ciągnąć rozpędzone sylaby, na prawie horrorcorowym wejściu Cube'a w "On Camera" kończąc. Mount Westmore samo rzeźbi się w skale, Kalifornia górą!

Mount Westmore "SNOOP, CUBE, 40, $HORT", wyd. MNRK

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy