Młodość na autopilocie

Piotr Kowalczyk

Sonic Youth "The Eternal", Matador

Okładka płyty "The Eternal" Sonic Youth
Okładka płyty "The Eternal" Sonic Youth 

Sonic Youth przestali być wyzwaniem rzuconym mainstreamowemu rockowi, sami stali się reprezentantami establishmentu. Dzisiaj weterani indie-rocka konsumują kredyt zaufania.

Ciężko powiedzieć, w którym momencie przekroczyli granicę. Czy stało się to jeszcze w latach 80., po podpisaniu kontraktu z Geffenem, czy po wydaniu najbardziej komercyjnych płyt "Goo" i "Dirty", czy dopiero niedawno, gdy ich muzyka pojawiła się w świątyni mieszczańskiego gustu, kawiarniach Starbucks i w indie-komedii "Juno". Prawda jest taka, że większość nowych grup gitarowych charakteryzuje powinowactwo z opatentowanymi przez nowojorską formację sprzężeniami gitar. Z używaniem dziwnych efektów nie wiąże się więc żadne ryzyko - gdzie tu możliwości i chęć działania na marginesie?

To prawda, zespół przeniósł się ostatnio do niezależnej wytwórni Matador, opuszczając skrzydła możnego Geffen Records. Ale po pierwsze Matador to na scenie indie najgrubsza ryba, a po drugie - właśnie mniejsze firmy wygrywają dziś walkę o przetrwanie na trudnym rynku muzycznym.

Na "The Eternal" Sonic Youth brzmią jak zespół na autopilocie. Są pewni siebie, ale jednocześnie sobą znudzeni. Na swoim 14. albumie nie próbują mierzyć się z własną legendą klasyków noise rocka - wymyślone przez nich dziwne strojenia gitar, nieregularne konstrukcje i trans od dawna są w kanonie rockowych patentów. Gitary rozbrzmiewają w kolorystyce niezmienionej co najmniej od albumu "Murray Street" (2002). Spośród wielu przeciętnych kompozycji w pamięci utkwiły mi przede wszystkim zamykające zestaw wielowątkowe "Massage The History" i "Malibu Gas Station". Obie należą do najlepszych piosenek, zaproponowanych przez Kim Gordon w ostatnich latach.

"The Eternal" doczekał się oczywiście niemal samych entuzjastycznych recenzji. Pisanie o Sonic Youth, że "są po pięćdziesiątce, a wciąż dają radę" od kilku albumów stało się dziennikarskim rytuałem, porównywalnym do zachwycania się wiekowym Mickiem Jaggerem przy kolejnych trasach Stonesów. I tym właśnie mogą stać się wkrótce Sonic Youth - muzealną atrakcją dla pokolenia Facebooka, iPodów i indie 2.0 z Pitchforka.

5/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas