Michael Kiwanuka "Small Changes": jak najdalej od mainstreamu! [RECENZJA]
Aż strach pomyśleć, jak wiele zmieniło się od poprzedniego albumu Michaela Kiwanuki z końcówki 2019 roku, do tegorocznego "Small Changes". Łącznie z samym stylem Brytyjczyka, który wbrew tytułowi, uległ ogromnej ewolucji. Jedno jednak pozostaje niezmienne od lat - jak najdalej od mainstreamu!
"Floating Parade", które otwiera "Small Changes", od razu nastraja nas na odpowiednie częstotliwości. To dobre wprowadzenie do całego krążka. Tempo nieco zwalnia, gitary się mnożą i możemy płynąć dalej do tytułowego utworu.
Poziom subtelności podkładu, z przepięknym głosem samego Michaela potrafi być naprawdę bardzo kojący, co właśnie w utworze "Small Changes" po raz pierwszy (ale nie ostatni) potrafi poruszyć.
Kolejny raz Kiwanuka decyduje się omijać główny nurt muzyki popularnej szerokim łukiem. Podkłady coraz bardziej zaczynają przypominać utwory Khruangbin. Wzbogacone jednak o pełen wrażliwości głos samego Brytyjczyka, dają nam znakomitą odskocznię od tego wszystkiego, czego słuchamy na co dzień w radiach. "Small Changes" to chwila na refleksję oraz delektowanie się przyjemnymi dźwiękami i nieoczywistymi harmoniami.
Jeśli chodzi o wyróżniające się tracki, to o nie naprawdę trudno. "Small Changes" balansuje na cienkiej granicy między spójnością a monotonią. Jednak na docenienie zasługuje już wspomniane "Floating Parade", ale również "Rebel Soul", które instrumentalnie jest po prostu wybitne.
Do tego powinienem jeszcze dorzucić zamykające całość "Four Long Years". Piękna ballada, w które Michael Kiwanuka naprawdę umie, wypełniona uczuciami po brzegi, czy w kompozycji, czy w tekście. Coś naprawdę pięknego.
No i tak właściwie prezentuje się "Small Changes". Spięty genialnymi utworami na początku i końcu, z mocnymi momentami pośrodku. Bardzo spójny, jednak wymaga wrażliwości i chwili skupienia, by mógł tymi brzmieniami porwać. Spieszmy się kochać takie albumy i doceniajmy, póki możemy.
Michael Kiwanuka "Small Changes", Universal Music
9/10