Ladaco "Drugie Primo": Muzyka wyjęta z szuflad [RECENZJA]

Ladaco w poprzednim życiu był prawdopodobnie slalomistą. Kiedy próbujesz go przyporządkować, wsadzić do szufladki, wpisać w pewne schematy, w kolejnym numerze natychmiastowo pokazuje, jak bardzo się mylisz.

Ladaco na okładce płyty "Drugie Primo"
Ladaco na okładce płyty "Drugie Primo" 

W głowie Ladaco muszą dziać się niesamowite rzeczy. Mamy do czynienia z artystą hołdującym dewizie "zrób to sam". Prawdopodobnie nikt nie podpowiedział mu, że nie musi to od razu oznaczać robienia wszystkiego. A "Drugie Primo" pokazuje, iż Rafał Benedek nie za bardzo ma tę świadomość. Przypomina tym samym Kevina Parkera z Tame Impala, który w dużym uproszczeniu gra rock psychodeliczny, a w mniejszym czerpie też mocno z muzyki klubowej, ma zajawki IDM-owe, podczas gdy jego proces twórczy zbliżony jest do workflow producentów hiphopowych.

Dla Ladaco gatunki muzyczne to tylko jakieś wskazówki. "Jezioro łabędzie" uderza twardą rapową rytmiką, sentymentalnym fortepianowym samplem, a od strony wokalnej wypełnione jest melodeklamacją plasującą się gdzieś pomiędzy Kazikiem, Spiętym i Fiszem. Chwilę później zaś usłyszymy psychodeliczno-house'owe "Bujny krzak", niby jasne w brzmieniu, ale z podskórnie skrywającą się melancholią.

"Sushi" z przyspieszonym samplem wokalnym próbuje nas skutecznie zmylić, bo to ostatecznie numer pokazujący, co by było, gdyby członkowie industrialno-rockowej Agressivy 69 (kto pamięta?) brali antydepresanty na śniadanie. W "Słodko-gorzkim" słychać wyraźne wpływy mrocznego w brzmieniu synth-popu lat 80. w stylu Depeche Mode, "Param-pam-pam" w outrze nasuwa skojarzenia z muzyką new romantic, natomiast "Zegar tyka" z charakterystycznym syntezatorowym padem jest już bliskie The Cure z czasów "Disintegration".

Tych podróży Ladaco po gatunkach jest cały ogrom. Ba, usłyszycie tu nawet ślady pop-rockowego grania z lat 90., post-rocka czy wręcz gitarowo-eksperymentalnego grania z dozą elektroniki jak u Radiohead, a i jazzowe harmonie się znajdą. Rozpiętość gatunkowa i eklektyzm to rzeczy przy "Drugie Primo" najbardziej imponująca.

Pozwala to zapomnieć o niedostatkach wokalnych gospodarza. Bo choć ma przyjemną barwę głosu, to znaczną część płyty opiera na "świetlikowych" melorecytacjach. Kiedy zaś śpiewa, brakuje czegoś, co by przyciągało, magnetyzowało. To na pewno element do pracy.

Uwagę niewątpliwie zwracają uwagę teksty. Ladaco ma talent do rysowania obrazów w głowie słuchacza, budowania własnego obrazu jako dość zagubionego człowieka, podsycania obserwacji dozą ironicznego humoru. Wie, jak uderzyć w sedno, podarować linijkę do cytowania, która początkowo może wydawać się mało efektowna, ale działa. "Co miało błysnąć, to już zabłysło/Jeszcze wam w szkole nie powiedzieli, że odwołana jest cała przyszłość?" - śpiewa we "Wszystko jest odwołane" i jest to tylko jeden z przykładów umiejętności literackich gospodarza.

Niestety, dużo tu też wypełnień, zwykle opartych na dopełnianiu jednej linijki drugą, brzmiącą jakby wziął pierwszą lepszą rymującą się rzecz, która przyszła mu na myśl, co chyba najdobitniej pokazuje refren "Twojego futra". 

Nie przekonuje mnie brzmienie płyty. Jasne, miejscami czuć celowość w kłanianiu się lo-fi, ale szczególnie w hołdujących rapowej rytmice utworów płyta wydaje się "niepełna". Tak jakby za słabo rozstawiona w przestrzeni, a przez to pozbawiona ostatecznego szlifu.

Ale choć może to brzmieć jak marudzenie, to "Drugie Primo" jest pozycją niesamowicie intrygującą. Chociażby z tego puntu widzenia, że Ladaco podczas swoich podróży muzycznych mógł się wywrócić na tej płycie parę razy, a ostatecznie notuje co najwyżej drobne potknięcia. Dlatego jestem przekonany, że "Drugie Primo" to jeszcze nie "to", ale wyraźnie zbliża Rafała do nagrania pozycji wybitnej.

Ladaco "Drugie Primo", Ladaco Records

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas