Kubańczyk "W zeszłym roku": płyta kontrastów [RECENZJA]

Są raperzy, którzy w środowisku są traktowani trochę z przymrużeniem oka, natomiast poza nim cieszą się sporą popularnością i głównie trafiają do osób, które nie odróżniają Eldoki od Pezeta. Problem jest tylko taki, że zarówno jedni, jak i drudzy prawdopodobnie nie sprawdzą tej płyty. A powinni, bo Kubańczyk udowadnia, że jego najbardziej wartościowe utwory są skryte między singlami.

Kubańczyk wydał album "W zeszłym roku"
Kubańczyk wydał album "W zeszłym roku"Artur ZawadzkiReporter

Popatrzmy wpierw na liczby "W zeszłym roku" - powyżej miliona odsłuchów na jednym z serwisów streamingowych osiągnęły numery singlowe lub z innymi raperami. Reszta szału nie robi, a to tylko pokazuje, że współcześnie słucha się głównie pojedynczych piosenek i playlist. I nawiązując do samego wstępu - na najnowszej produkcji Kubańczyka najwięcej dzieje się w tych kompozycjach, których liczby wypadają dość blado przy głównych reprezentantach.

"365 dni wypełnione imprezami i walką z samym sobą zamknięte na jednej płycie" - czytam opis i już zaczynam się żegnać. Każda spowiedź rapera opowiada w zasadzie o tym samym, ale kluczowe jest też to, jak to przekazuje, a ziomeczek od przebojowego "Lady Pank", kiedy się rozkręci i nie skupia się na kolejnym hooku, potrafi zainteresować słuchacza. Kubańczyk zdecydowanie najlepszy jest w tych momentach, kiedy stawia na szczerość, rozlicza się z własnymi demonami i robi rachunek sumienia. Mocny jest treściwy i zarazem melodyjny "Taki sam", nieźle wypada osobista i chwytająca "Laleczka z saskiej porcelany", ale tutaj efekt mógłby być lepszy bez autotune'a.

Co z tymi bardziej frywolnymi momentami? Jak gospodarz wjeżdża razem z Wac Toją w "Piątku", to jest impreza, na którą ja okazuję się już za stary. Jak chcę się uśmiechnąć, to włączam niby poważnego, jednak z komicznymi linijkami "Weneckiego gondoliera" ("Przez dragi wpadłem w kanał jak wenecki gondolier"...) za bardzo uderzającego w tanią wersję Smolastego, który... trochę zmarnował potencjał "Mbappe". Podobnie jest z "Milionerem" - dzięki Mr. Polsce można żałować wyboru złej kapsułki w Matrixie.

W stosunku do np. "Młodego kota" jest tu znacznie więcej muzyki i beaty są bardzo różnorodne. Nie to, żebym narzekał na poprzedników, ale "W zeszłym roku" jest po prostu ciekawsze, ale też... nie zawsze lepsze. "Taki sam" to zaproszenie na podmiejską imprezę, podkład rozkręca się niczym fragment setu z londyńskiego klubu, a kończy się afrotrapami. Pochwalę porządnie brzmiący i hitowy "Hejnał", który zyskuje jeszcze mocniej dzięki refrenowi. "Laleczka z saskiej porcelany" łączy słowiańskiego ducha z licealnymi trapami i jest jedną z ciekawszych produkcji CrackHouse, którzy jeszcze nie zjedli swojego ogona. "Szachy" i "Costa del Sol" uderzają zaś basem od samej podłogi i są najbardziej rasowymi beatami na albumie.

Są też momenty, które mocno obniżają poziom całości. Dość karykaturalnie brzmi wspominany już "Mbappe" z tymi swoimi dęciakami. "Tę noc" słyszał chyba każdy, ale nie szkodzi napisać, że jest źle, wręcz paskudnie i bazarowo. Niestety - wszystko Tribbsa. Żeby była jakaś odmiana, to docenię go za "Nienawidzą mnie", bo prócz opętanej syntezatorami tandety i wiksy producent z Linii Nocnej potrafi zrobić podkład, który nie trąci kiczem z Ali Express.

"W zeszłym roku" jest solidną płytą, do której warto podejść bez uprzedzeń. Umiejętności są, dobre i celne wersy (np. ładnie rozpisane "Gibon się tli, lecę jak w Need for Speed / Albo jak w need some weed") mieszają się z pustosłowiem, kilka niezłych gościnek również da się odnotować, szczególnie Wac Toja i Louis Villain zasługują na wyróżnienie. Dajcie szansę.

Kubańczyk "W zeszłym roku", Wake'n Bake / Universal Music Polska

6/10

Okładka albumu Kubańczyka "W zeszłym roku"materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas