Mimo statusu postaci mitycznej muzyka autorstwa Krzysztofa Komedy nie jest, może poza kilkoma filmowymi tematami, zbyt dobrze znana ani rozumiana. Fakt, że za interpretację jego kompozycji wziął się jeden z najbardziej charakterystycznych pianistów ostatniego 20-lecia, jest więc szczególnie doniosły.
Leszek Możdżer, który ostatnio wygrał już po raz trzeci plebiscyt "Jazz Forum" na najlepszego polskiego pianistę, płytą "Komeda" debiutuje w niemieckiej wytwórni ACT. Jest to więc rodzaj potrójnej promocji polskiej kultury, przynajmniej wśród międzynarodowego grona fanów jazzu. "Komeda" to zarówno przypomnienie dorobku autora "Astigmatic", prezentacja klasycznej polskiej szkoły jazzu, jak i przybliżenie jednej z najbardziej liczących się postaci polskiej kultury ostatnich lat.
Komeda w interpretacji Możdżera niewątpliwie został uwspółcześniony. Bardziej przemawia do naszej wrażliwości. Znany z najbardziej bezkompromisowych yassowych projektów pianista szuka w muzyce Komedy, zamiast dysonansu, harmonii i klasycznego domknięcia. Żadna to niespodzianka w wykonaniu pianisty, który sławę zyskał swoimi brawurowymi interpretacjami Chopina.
Możdżer wykonuje piosenki i kompozycje Komedy solo, więc tym bardziej daje się poznać jako fan melodii i zmysłowej frazy. Jego instrument brzmi przestrzennie i selektywnie, zimno, niemal sterylnie. Chwilami ta dźwiękowa higiena nie pasuje do romantycznych skojarzeń z muzyką oryginału. Jednocześnie udaje się Możdżerowi nadanie kompozycjom Komedy nowego odcienia.
Jako interpretator równie dobrze radzi sobie z utworami, które były piosenkami i tematami do filmów ("Prawo i pięść" czy "Dziecko Rosemary"), jak i ze stricte jazzowymi kompozycjami, które trafiły na albumy Komedy. W wykonaniu Możdżera muzyka Komedy brzmi niezwykle świeżo i błyskotliwie. Gdy trzeba pianista podkreśla kontrast i ciemne barwy, gdy trzeba - jak w przypadku "Mojej ballady" - rozjaśnia. Szczególnie interesująco wypada w tym zestawie jazzowa interpretacja piosenki "Nim wstanie dzień" (z filmu "Prawo i pięść"), która nie traci nic z epickości oryginału i jednocześnie dość swobodnie traktuje główny motyw melodyczny.
Możdżer pamięta także o tym, żeby nie popełnić grzechu nadmiernej wirtuozerii. Jest wierny Komedzie, ale dodaje do niego swoje komentarze. Całość sprawia wrażenie naprawdę intrygującego i zarazem przystępnego wprowadzenia do muzyki mitycznego polskiego jazzmana. Jeśli więc ktoś ma wątpliwości, od czego zacząć poznawanie jednej z największych osobowości polskiej muzyki ostatniego półwiecza, ten swoisty "best of Komeda" wybrany przez Leszka Możdżera będzie doskonałym punktem startowym.
8/10