Reklama

Jessie Ware "What's Your Pleasure?": Płyta, której świat potrzebował [RECENZJA]

Brytyjska artystka w tytule swojego najnowszego albumu umieściła słowo "przyjemność", które chyba najtrafniej opisuje to, co powinni poczuć słuchacze, gdy włączą w swoim odtwarzaczu lub serwisie streamingowym album "What's Your Pleasure?". W końcu "przyjemność" to stan związany z zaspokojeniem zmysłów, a muzyka, którą przygotowała dla nas Jessie Ware, koi i pieści je z niezwykłym wyczuciem.

Brytyjska artystka w tytule swojego najnowszego albumu umieściła słowo "przyjemność", które chyba najtrafniej opisuje to, co powinni poczuć słuchacze, gdy włączą w swoim odtwarzaczu lub serwisie streamingowym album "What's Your Pleasure?". W końcu "przyjemność" to stan związany z zaspokojeniem zmysłów, a muzyka, którą przygotowała dla nas Jessie Ware, koi i pieści je z niezwykłym wyczuciem.
Jessie Ware na okładce płyty "What's Your Pleasure?" /

Jessie Ware to istny kameleon, który bez większych problemów potrafi przeskakiwać z jednego muzycznego kwiatka na drugi. Artystka dała nam się już poznać jako królowa sensualnego soulu, wdała się w romans z popem i r'n'b oraz eksperymentowała z nowoczesną elektroniką. Wszystkie te wolty nie były stawianymi na ślepo krokami, ale przemyślanymi koncepcjami, w których specyficzny i łatwo rozpoznawalny styl Ware zawsze wybrzmiewał w pełnej krasie. Nie inaczej jest tym razem.

"What's Your Pleasure?" to przede wszystkim hołd złożony erze disco i klasycznym klubowym rytmom. A więc kolejna artystyczna metamorfoza i wyjście poza stylistyczną strefę komfortu. Na płytę trafiło dwanaście utworów, których wokalistka jest współautorką.

Reklama

Taneczna zabawa zaczyna się już od pierwszego z nich. "Spotlight" zaraża funkową energią, która zderza się z dyskotekowym pulsem i sekcją smyczkową. Cudowna rzecz, w której można zakochać się od pierwszego przesłuchania! Podobnie jest z dudniącym, syntetycznym i ociekającym zmysłowością numerem tytułowym, czy z nieco wolniejszym, eleganckim "Ooh La La", przywołującym na myśl Roisin Murphy z jej najlepszych lat.

A jest tu przecież jeszcze porywający dyskotekowy banger w postaci "Save a Kiss", nieco mroczna, urzekająca ballada "Adore You" czy "Read My Lips", kawałek, który z miejsca atakuje swoją przebojowością, przenosząc nas na gorące parkiety wypełnione dymem i namiętnością.

Popularny serwis muzyczny Pitchfork napisał o "What's Your Pleasure", że jest to album, który przypomina nam, dlaczego słuchamy muzyki dance. Wypada mi się z tą opinią tylko zgodzić. Jesse Ware udała się rzecz niezwykła - połączyła w jedną zwartą całość klimat muzyczny trzech dekad. Przy obecnej modzie na retro może wydawać się to początkowo niezbyt oryginalnym zabiegiem, ale jak tylko posłuchacie, jak wspaniale brzmi ta płyta, to z miejsca zmienicie zdanie. Brytyjka udowodniła, że jest artystką nie tylko różnorodną, ale też niezwykle świadomą, kreatywną, niebojącą się ryzyka i mądrze rozwijającą swój niezwykły talent.

Po okresie pandemicznej smuty, wielu z nas potrzebuje pozytywnej, energetycznej muzyki, która porwie nas do tańca i celebrowania życia. I właśnie to oferuje na swoim najnowszym albumie Jessie Ware. Chwała i pokłony jej za to.

Jessie Ware "What's Your Pleasure?", Universal Music Polska

9/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jessie Ware | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy