Jakub Skorupa "Zeszyt pierwszy": Życie w śląskich oparach [RECENZJA]

Jeden z najbardziej wyczekiwanych debiutów na rodzimej scenie, nie tylko na tym alternatywnym skrzydle, w końcu ujrzał światło dzienne. I takich wejść powinniśmy życzyć sobie jeszcze więcej.

Okładka płyty "Zeszyt pierwszy" Jakuba Skorupy
Okładka płyty "Zeszyt pierwszy" Jakuba Skorupymateriały promocyjne

Wytwórnie hip-hopowe nie są już tak hermetyczne jak kiedyś. "Zeszyt pierwszy" Jakuba Skorupy jest sygnowany logotypem Def Jamu i z miejsca stał się jedną z najciekawszych płyt polskiego oddziału giganta, mimo że z kulturą czterech elementów zbyt wiele wspólnego nie ma, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Taki paradoks, zwłaszcza że wyprodukowany przez Kubę Dąbrowskiego album jest znacznie lepszy niż większość rzeczy wydanych pod legendarnym szyldem w kraju nad Wisłą.

Ale żeby nie znęcać się nad raperami, przejdę do konkretu, a tym zwyczajnie jest "Zeszyt pierwszy". To alternatywa, której brakowało w szerszej przestrzeni i to taka z dala od wycieczek i protestów Marii Peszek. Chwilami sięgająca także po bardziej przyjazne momenty, w których śpiew miesza się z melorecytacją, przykładowo w fantastycznej "Barbórce". Miejska, szczera, do bólu osobista i nostalgiczna płyta, przeładowana emocjonalną treścią, ale też nieuderzająca w czułe punkty.

Jakub Skorupa napisał życiowy soundtrack pokolenia niepewnych trzydziestokilkulatków. Motyw smutasów z korpo przypominających sobie deszczowe wakacje i tanie wina z Żabki, walczących na boku z rzeczywistością. W tekstach dzieje się dość dużo, mimo że zwrotki nie należą do tych najbardziej rozbudowanych i emanujących wyszukanym słownictwem. Dominuje prostota, jak w "Kolegach", gdzie umiejętnie wplecione wulgaryzmy, sprawiają, że całość gęstnieje.

Wspomniana "Barbórka" oferuje olbrzymie natężenie szczegółów i detali - szkolne czasy, paciorek, Thorgal, Liroy i retoryczne, dosadne w lokalnym wydźwięku, "Czy Pan Jezus zapomniał, że miał do nas tu przyjść?". Mocno i treściwie w kontekście dziecięcych wspomnień. Albo "Pamiętnik z okresu dojrzewania", w którym to pojawia się kluczowe w zrozumieniu stylu i klimatu krążka "Słucham Kazika, Nirvany, The Doors / Rodzice kłócą się od świąt / Ja w szklanej rurce przypalam kość / Do matury jeszcze rok", czy doskonałe zestawienie (i jakże obrazowe!) z "Pociągów towarowych" - "Cofamy się w czasie, ulica Zwycięstwa / Do dzisiaj jest piękna i do dzisiaj niemiecka".

W głosie Skorupy jest spokój, który pasuje do wszystkich jego miniaturowych opowiadań i opisów (jeden z ważniejszych tutaj pochodzi z "Intra" - "Bardziej tutaj, gdzie powietrze jest gęstsze od smoły / Bardziej tutaj, tu, gdzie Jezus nawet chodzi zmęczony"). Emocje dawkuje stopniowo, wie, kiedy może się otworzyć przed słuchaczem, podobnie jak powiedzieć stop.

"Zeszyt rymów" pochwalę też za muzykę, bo mimo że ta ochoczo mruga w stronę alternatywy, to nie należy do tych nieznośnych dla przeciętnego słuchacza. W lżejszych fragmentach, takich jak "Joga" z gościnnym udziałem Patricka the Pana, nie romansuje aż za bardzo z muzyką popularną i nie tłucze hookami na lewo i prawo. Wszystko jest perfekcyjnie wyważone i stylowo skomponowane, aby podkreślić warstwę tekstową. W większości dominuje tu spokojny, pełen melancholii klimat, jednak czasami udaje się podkręcić tempo, jak w rozpoczynającym się chórem "Pamiętniku z okresu dojrzewania". Gdzie indziej saksofon mija się z basem i gwizdami w zdominowanym przez perkusję "Wypowiedzeniu z korpo", dziecięcy chór znakomicie urozmaica "Wakacje i deszcz", czy chłodny syntezator w "Głuchym telefonie".

Potrzebny był album, w którym tak bardzo mieszają się odcienie szarości. Również taki, który tak dobrze oddaje charakterystykę ostatniego pokolenia urodzonego w czasach PRL-u. Skorupie udało się to zmieścić w kilku piosenkach, pełnych retrospekcji i poczucia, że coś odeszło bezpowrotnie. Mimo że różowo przecież nie było, ale na końcu i tak może być tylko lepiej.

Jakub Skorupa "Zeszyt Pierwszy", Def Jam Recordings Poland

8 / 10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas