Jak żyć po arcydziele?

Shearwater - "The Golden Archipelago", Matador/Sonic

"The Golden Archipelago" zyskuje za każdym przesłuchaniem
"The Golden Archipelago" zyskuje za każdym przesłuchaniem 

Kolejny rozdział z książki pod znamiennym tytułem: "Po arcydziele już tylko gorzej". Z małym suplementem - w przypadku Shearwater nie jest aż tak źle.

Nie będę ukrywał, że poprzedzający "The Golden Archipelago" album "Rook" był dla mnie nie tylko najlepszą płytą 2008 roku, ale także jednym z najwybitniejszych albumów wydanych w ostatniej dekadzie. Obdarzony wyjątkowym głosem, lider grupy Jonathan Meiburg, zaproponował pełne dramatyzmu, barokowe wariacje na temat postrockowych eksperymentów późnego Talk Talk, które zderzono z mocnymi kontrapunktami zainspirowanymi - ale nie nachalnie! - estetyką Radiohead. I jeszcze słowo o tekstach - Meiburg pokazał w nich, że być może będzie godnym następcą samego władcy mroku i tajemnicy - Scotta Walkera. Pamiętam, że po kolejnym przesłuchaniu tego albumu dopadła mnie przykra refleksja, że lepiej to już raczej być nie może.

Niestety, nie myliłem się, bo wydany dwa lata później "The Golden Archipelago" tylko fragmentami ociera się o wspaniałość poprzednika. Niby wszystko jest na swoim miejscu. Kompozycje zbudowane są z pełną przestrzeni, subtelną wyobraźnią. Delikatne melodie budują tajemniczą, senną atmosferę - momentami można się poczuć jakby rzeczywiście płynęło się łodzią z okładki. Gdzie indziej Meiburg potrafi zaatakować zahipnotyzowanego słuchacza chaotyczną wymianą ognia pomiędzy instrumentami, takim zabiegami umiejętnie balansując klimat płyty. Czemu więc się czepiam, zamiast delektować się rzadko spotykanym pięknem albumu? Znów wrócę do okładki, na której słońce razi nas prosto w oczy - dla mnie jest ono przysłonięte chmurą z napisem "Rook". Nic na to nie poradzę.

A że w muzyce Shearwater nic nie jest oczywiste dodam, że "The Golden Archipelago" zyskuje za każdym przesłuchaniem. To jest album, któremu trzeba dać trochę czasu, najlepiej między północą a wczesnym porankiem. W noc wprowadza nas mocne, zaskakujące zapętlonym fortepianem "Black Eyes". "Hidden Lakes" świetnie sprawdza się jako ścieżka dźwiękowa do obserwowania przez okno pustej ulicy o trzeciej w nocy. A podniosłe, orkiestrowe "Uniforms" powstało jako muzyczny podkład do wschodu słońca. Kolorystyka brzmień i klimatów jest u naprawdę ujmująca. Niestety dla "The Golden Archipelago" - już to słyszałem.

Umiarkowanie krytykując Shearwater za ten album, czekam niecierpliwie na następną odsłonę tajemniczego świata Jonathana Meiburga. Bo nawet jeśli kolejna płyta znów znajdzie się w cieniu "Rook", to ja i tak jestem zauroczony i owładnięty muzyczną wizją Amerykanina. Staroświecką, a nawet niemodną, ale wyjątkową w przekazie. Drugiego takiego zespołu jak Shearwater nie znajdziecie. A to wartość sama w sobie, nawet jeśli tym razem nastąpił zauważalny spadek jakości.

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas