Inaczej nie znaczy gorzej

Mika Aleksander

Tides From Nebula "Earthshine", Mystic

Na "Earthshine" Tides From Nebula nie ma hałasu dla hałasu
Na "Earthshine" Tides From Nebula nie ma hałasu dla hałasu 

Gdy dziennikarze debiutancki album Tides From Nebula wrzucali do worka z post rockiem i post metalem, muzycy nie protestowali. Zastrzegali tylko, że nie zamierzają ściśle trzymać się gatunkowych reguł. Słowa te potwierdzili już na drugiej płycie.

Niewątpliwie na ewolucję zespołu wpłynęła współpraca ze Zbigniewem Preisnerem w roli producenta. No bo kto, sam, łatwo, zrezygnowałby z wypróbowanych patentów chwalonego debiutu by próbować konstytuować się na nowo? Zwłaszcza wykonując muzykę instrumentalną, gdzie pole manewru jest mniejsze. Decydując się na rejestrację albumu "Earthshine" ze słynnym kompozytorem, Tides From Nebula podjęli wyzwanie.

Materiał nagrany w studiu znanego autora muzyki filmowej jest mniej gitarowy, ale pełniejszy brzmieniowo. Kompozycje grupy nabrały przestrzeni i zyskały nieco spokoju. Otwierający album utwór "These Days, Glory Days", oparty na subtelnym klawiszowym motywie i dynamicznej perkusji, znakomicie wprowadza w nastrój płyty. To ciągle post rock, ale podążający już nie w stronę metalu, a w kierunku lżejszych gatunków, raz ambientu, raz elektroniki - takiej w analogowym wydaniu, a miejscami nawet art rocka.

Utwory "The Fall Of Leviathan" i "White Gardens" przynoszą to, czym zasłynął zespół Tides From Nebula - znakomicie dozowane napięcie z mocnym, ekstatycznym finałem. Za to minimalistyczny "Waiting For The World To Turn Back" mógłby znaleźć się na którymś z filmowych albumów samego Preisnera. Takie zmienne klimaty przeplatają się aż do zamykającej album "Cemetery Of Frozen Ships" - chłodnej i melancholijnej, ale zakończonej melodyjną partią gitary akustycznej, kompozycji.

Zebrane na "Earthshine" utwory zostały wyczyszczone z przypadkowych dźwięków. Nie ma na dwójce hałasu dla hałasu. Wprawdzie nie ma też tak porywających kompozycji jak "Purr" czy "Tragedy Of Joseph Merrick", które zawierał debiut, ale za to album jest równy i spójny. Koniecznie należy słuchać go w całości i w skupieniu.

Przy ocenie drugiego albumu trudno uciec od porównań do debiutu. O płycie "Earthshine" nie sposób jednak jednoznacznie powiedzieć (pomijając warstwę produkcyjną), czy jest gorsza czy lepsza od "Aury". Jest inna.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas