Hancock ma wyobraźnię

Jarek Szubrycht

Herbie Hancock "The Imagine Project", Sony Music

Herbie Hancock do "The Imagine Project" zaprosił cały tłum gości
Herbie Hancock do "The Imagine Project" zaprosił cały tłum gości 

To na pierwszy rzut ucha fanaberia jazzowego giganta, który postanowił przez chwilę potaplać się w głównym nurcie. Ale jak na wygłupy, "The Imagine Project" zbyt pięknie gra.

Niektórzy twierdzą, że Hancock oszalał. Albo że na stare lata zachciało mu się kariery w świecie pop, więc wysmażył sobie all-stars album, coś na kształt "Supernatural" Carlosa Santany. No bo, prawdę mówiąc, po co mu taka płyta? Kilkanaście studiów nagraniowych, cały tłum gości, do tego zestaw pomnikowych kompozycji, za których zbezczeszczenie grozi od fanów klątwa do pięciu pokoleń. Naprawdę warto ryzykować? Nie lepiej było wydać kolejny album z bezpiecznym jazzowym czarowaniem?

Niektórych interpretacji po prostu się bałem. Co na przykład mogą zrobić z "Don't Give Up" P!nk i John Legend? Tylko zepsuć! Ale nie, cóż za miła niespodzianka... W ich wykonaniu ta ballada nie jest może aż tak przejmująca, jak oryginał Petera Gabriela i Kate Bush, ale wciąż działa. Może dlatego, że zaśpiewali bardzo podobnie do tamtej pary, dodając tylko odrobinę soulowej wibracji do smaku. Za to praca sekcji rytmicznej w tej piosence, te dostojne, płynne mijanki perkusjonaliów i basu - mistrzostwo świata.

Albo Dylanowskie "The Times, They Are A Changin'". Wiadomo, że da się to zagrać i zaśpiewać lepiej, zaaranżować i wyprodukować na bogato, ale czy wciąż będzie miało w sobie prawdę i porażającą moc oryginału? I jak pogodzić w tej piosence The Chieftans z Tinariwen, irlandzkie dudy z korą i transowym, afrykańskim rytmem, tak bardzo odległym od pulsu zachodniego świata? Słuchałem tego wielokrotnie i wciąż nie wiem jak, ale przyznaję - udało się. Naprawdę się udało.

Swoją drogą, jeszcze bardziej karkołomne jest zestawienie Tinariwen z K'Naanem i Los Lobos w Marley'owskim "Tamitant Tilay/Exodus" i też jakoś działa. Tak naprawdę najmniejsze wrażenie na mnie zrobił otwierający album i właściwie tytułowy "Imagine", w którym Hancocka aranżerski nos nieco zawiódł i nadmiar gości służy być może lepszej sprawie (bo to oczywiście płyta z przesłaniem - że wszyscy jesteśmy braćmi, że pokój, że miłość...), ale na pewno nie kompozycji.

Instrumentalne smaczki? Wielbiciele talentu Herbiego Hancocka mogą być nieco rozczarowani, bo mistrz niechętnie się na tej płycie popisuje, rzadko wychodzi na pierwszy plan. Ale kiedy już to robi - czapki z głów. Posłuchajcie tylko, jak jego fortepian rozmawia z gitarą Dereka Trucksa w "Space Captain"! Już choćby dla tych dwóch cudownych minut warto sięgnąć po tę płytę.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas