Emas "Tutto passa": Pogrzeb w adidasach [RECENZJA]
To by mogła być dobra płyta, gdyby przekazać tę muzykę komuś innemu. Tymczasem Emas, podopieczny utożsamianej z Pezetem wytwórni Koka Beats, to raper bez zalet.
Kiedyś od raperów wymagało się umiejętności i/albo przekazu. To pierwsze przestało imponować wraz z jego profesjonalizacją, bo stało się jak zestaw startowy - oczywiście gdy rap stał się nowym popem, warsztat zaczął znaczyć co innego, ale nie ma co tu pisać na ten temat rozprawki. Tak zwany "przekaz" padł, gdy starsi raperzy zaczęli się demaskować jako hipokryci, a młodsi powtarzać wyświechtane po tysiąckroć prawdy jak przysłowia.
Czego teraz wymaga się od raperów? Słuchając nowej płyty Emasa, można dojść do wniosku, że niczego. Powiedziałbym, że oryginalności, ale facet na początku płyty pakuje się na całkiem mocarny bit, by zabrzmieć na nim zupełnie jak KęKę. W "100k" i "Mainstreecie" prezentuje się niczym Kaz Bałagane, tylko bez tej ostrości, celności, własnego języka i poczucia humoru. A więc idealnie nijako. Kiedy puszczam "Maryjkę" i "Gniazdo", słyszę, że gość chciałby opowiadać jak Sokół. Nie ma jednak tego daru obrazowania, oka do detalu, tego doświadczenia.
Emas nigdy nie był dobrym raperem, niemniej na "Pięciu minutach sławy", czyli sześć lat temu, była w tym jakaś dynamika i jakieś zaangażowanie. Teraz gość jest zblazowanym klepaczem, operującym kliszami opowiadaczem, rymuje do siebie pierwsze słowa przychodzące mu na myśl, pewno w imię naturalności, której i tak mu brakuje. Nie dość, że "koty/ foty" i "tosty/mosty", to jeszcze czerstwe, pełne nieuzasadnionego samozadowolenia bon moty pokroju "wydziarałem se tutto passa / na twój pogrzeb jadę w adidasach" czy "to miasto mi rozlicza pity / ja biorę mieszany do pity". Jakby tego było mało, barwa głosu jest nieciekawa i syczy mu ten wokal przy szeleszczących głoskach.
Przykro mi, że heros sceny niezależnej Lesław, specjalista od miejskich neuroz, trafia do "Niedostępnego abonenta". To znaczy jest tu wszystko, za co lubimy Komety - żywy, drapieżny rytm, przestrzenne gitary, czarującego z elektroniką Da Vosk Docta to mogłoby być polskie Sleaford Mods. No ale nie z taką nawijką, a już na pewno nie z takim refrenem.
Próbuję napisać na koniec coś miłego... O zwrotce Pezeta się nie da, dwa lata temu w "Mainstreamie" był dużo lepszy, więc może Reno? W "Vaporizerze" też klepie, za to windując w górę przykuty do parteru poziom błyskotliwości. DJ Kebs dał w "Maryjce" świetne skrecze. Muzyka jest w porządku, niezależnie czy to organicznie, livebandowo brzmiąca "Porcelana", czy pięknie ospałe, dobrze wplatające pitchowany sampel wokalny "D.T.C.N.W.", czy zimne, oszczędne, ujmujące "Gniazdo". No ale to trochę tak, jakby na proszonym obiedzie u teściowej chwalić obrus i zastawę, chyłkiem zsuwając z talerza jedzenie siedzącemu pod stołem psu. Wiecie, jak jest. Ja słuchałem służbowo, wy nie musicie.
Emas "Tutto passa", wyd. Koka Beats
4/10