Reklama

Eleganckie, ale bez treści

Air "Le Voyage Dans La Lune", EMI Music Poland

Francuski duet w ścieżce dźwiękowej do filmu Georgesa Meliesa "Le Voyage Dans La Lune". Niestety, słynny obraz z 1902 roku nie wpłynął inspirująco na muzyków Air.

Minęło już blisko 15 lat, odkąd "francuski zespół Air", jak swego czasu lubili się tytułować Jean-Benoit Dunckel i Nicolas Godin, zaprezentował zdumionemu światu album "Moon Safari" (1998). Za sprawą nieprzeciętnego debiutu paryski duet przywrócił wartość wyświechtanym słowom "vintage" i "retro", a terminowi "easy listening" nadał współczesny sznyt. Niestety, po tym albumie (rok wcześniej pojawił się jeszcze zbiór rewelacyjnych singli "Premieres Symptomes") wartość wydawnictw Air zaczęła opadać. Były przebłyski geniuszu (ścieżka dźwiękowa do filmu "The Virgin Suicides" z 2000 roku), ale tendencja spadkowa była więcej niż rażąca. O ostatnich płytach Air ("Pocket Symphony" i "Love 2"), które z zawstydzającym uporem rozmieniały na drobne wielkość grupy, pamiętają tylko najzagorzalsi fani.

Reklama

Krytyczne opinie najwyraźniej nie dotknęły Francuzów, bo stylistyka Air jest na "Le Voyage Dans La Lune" konsekwentnie i niewzruszenie kontynuowana. Kompozycje mają mocno ilustracyjny, filmowy charakter, a brzmienie instrumentów jest aż do bólu staroświeckie. Możemy zapomnieć o jakichkolwiek zabiegach mających na celi odświeżenie formuły. Air to po prostu nie interesuje, oni pławią się w tym, co ma nalepkę z napisem "vintage" i co sprawdziło się ponad dekadę temu. Momentami odnosi się wrażenie, że Jean-Benoit Dunckel i Nicolas Godin zapędzili się w nonszalanckiej zabawie z tymi wszystkimi dziwnie brzmiącymi przystawkami do gitar i jeszcze dziwniej wyglądającymi instrumentami klawiszowymi z retro-epoki. W rezultacie "Le Voyage Dans La Lune" frapuje nie melodiami czy utworami, ale osobliwymi brzmieniami, które dla fana zespołu nie są już niczym zaskakującym.

Na plus Dunckelowi i Godinowi trzeba zapisać to, że umiejętnie potrafią się wyrwać z ramion tak zwanej "coffee table music", do której Air od zawsze było blisko. Mroczna gitara w otwierającym całość "Astronomic Club", złowieszcza miniaturka "Decollage" czy narkotycznie pulsujący "Sonic Armada" skutecznie dyskwalifikują i wykluczają "Le Voyage Dans La Lune" z tej miałkiej kategorii muzyki.

"Le Voyage Dans La Lune" nie jest złym albumem. W przypadku dyskografii Air to chyba jedna z kilku najciekawszych płyt. Niestety, od wybitnych "Premieres Symptomes" i "Moon Safari", czy nawet znakomitej ścieżki dźwiękowej do "The Virgin Suicides" dzieli ją spora odległość. O ile tamte albumy urzekały nie tylko elegancką formą, ale też błyskotliwą treścią, to w 2012 roku Air została już wyłącznie elegancja.

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Air | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy