Ed Sheeran "= (Equals)": Inny człowiek, ten sam artysta [RECENZJA]
Najbardziej dopracowana płyta w dyskografii. Ta, jasne, a poprzednie nie były dopieszczone i wypolerowane na błysk? Albo to: kolejna ewolucja artysty. Takie ciągłe poszukiwanie, że niby coś nie zostało jeszcze odkryte. Te wszystkie puste i niepotrzebne zapowiedzi pompują balonik i zawczasu próbują tłumaczyć Eda Sheerana. Pytanie tylko po co i z czego?
Marketing czasami potrafi zdziałać cuda, ale jeszcze większe dzieją się wtedy, gdy prócz promocji największą robotę robi nazwisko. I nie można oprzeć się wrażeniu, że podobnie jest z Edem Sheeranem, który czego by nie nagrał to i tak doskonale swoją twórczość sprzeda. Niezależnie od poziomu. Nie oznacza to jednak, że "= (Equals)" jest albumem złym. Wręcz przeciwnie, to kawał solidnego popu skazanego na dominację w streamingach i w stacjach radiowych. Murowany sukces, tym razem bez pomocy plejady gwiazd i gwiazdeczek.
Kończąc jednak marketingowe dywagacje, trzeba przyjrzeć się samej muzyce, a jest tu kilka momentów, które zasługują na większą uwagę. To dobrze zrealizowany, przebojowy album sięgający po wszystko, co do tej pory Ed Sheeran prezentował. Bez konfrontowania się z nieznanymi wcześniej mu formami, ale w warstwie tekstowej bardziej intymny i odsłaniający pełno prywaty. Dzięki temu na "= (Equals)" sympatyczny wokalista jest jeszcze bliżej swojego fana - otwiera się przed nim, opowiada o małżeństwie, ojcostwie i tej cholernej sławie, z którą w przeciwieństwie do innych doskonale potrafi sobie radzić.
Ed Sheeran w głównej mierze skupia się na zmianach, które zaszły w jego życiu na przestrzeni ostatnich lat i kolejnych etapach dorosłego życia. Co ważne, robi to w emocjonujący sposób, oczywiście dla tych bardziej wrażliwych, i swoje przemyślenia potrafi przekazać bez wymuszonego patosu w zwrotkach i refrenach. Sporo śpiewa o relacjach, jak w "Collide" i "2step", w którym próbuje nawet rapować, czy w świetnym "First Times", gdzie zgrabnie wylicza i wspomina swoje pierwsze razy: od czasu spędzanego z ukochaną, po występy na żywo. Żeby jednak nie było aż tak kolorowo, nostalgicznie i refleksyjnie, Anglik zadbał też o trudniejsze tematy, jak odejście bliskiej osoby w "Visiting Hours".
Jednak siłą Eda zawsze była muzyka, nawet wtedy, gdy poziom cukru powodował nudności. Owszem jest tu "Sandman", w którym ukulele sprawia, że powieki dość szybko opadają w dół, ale za to świetnie brzmią żywe, britpopowe "Tides" i "Love in Slow Motion", w których na pierwszym planie są gitary przypominające najlepsze czasy tego brytyjskiego tworu.
Ckliwością atakuje oparta na delikatnym pianinie ballada "The Joker and the Queen", którą bardziej docenia się po czasie, nie tylko dlatego, że urozmaicenia wprowadzają tu smyczki, ale przecina też zalatujące The Weekndem "Overpass Graffitti" i plastikowe "Leave Your Life". A skoro już jestem przy muzyce z fabrycznego taśmociągu, to można żałować obecności hitowego, aczkolwiek ociekającego bylejakością "Bad Habits".
Cenić trzeba też detale. Fantastycznie brzmią smyczki w "First Times". Zachwyca produkcja "Leave Your Life", pełnego barw i zmian między zwrotkami. "Collide" to przede wszystkim świetnie zaprogramowane bębny, puszczające oczko w stronę wyspiarskiego, klubowego grania. Stadionowy "Be Right Now" skrywa za beatem gitary i w odpowiednim momencie zwalnia, doskonale wieńcząc całość. Rzeczy pozornie niewielkie, jednak potrafiące zatrzymać na dłużej.
Choć trochę znając się na symbolice można mieć nadzieję, że "= (Equals)" nie tylko zakończy "matematyczną" serię albumów, ale i zamknie pewien etap. Nie jest to żadna świeżość, jak to było w przypadku wydanego dwa lata temu "No. 6 Collaborations Project", która cokolwiek wnosi do siermiężnej dyskografii, ale dobrze napisana muzyka w prostej linii kontynuująca to, co Ed Sheeran zaczął lata temu. Tak po prostu. Płyta z pewnością ważna, i dla niego, i dla wiernego słuchacza. A każdy chciałby kiedyś taką nagrać, prawda?
Ed Sheeran "= (Equals)", Warner Music Poland
6/10
PS W ramach trasy "+ - = ÷ x Tour" Ed Sheeran wystąpi 25 i 26 sierpnia 2022 r. na PGE Narodowym w Warszawie.