Reklama

Dziękuję, dobranoc

The Streets "Computers and Blues", Warner Music Poland

Tym albumem Mike Skinner ponoć żegna się z fanami. Jeśli postanowienie o przejściu w stan spoczynku podjęte zostało z pełną konsekwencją, to "Computers and Blues" jest więcej niż przyzwoitym zwieńczeniem kariery The Streets.

Słuchając "Computers and Blues" staje się przed dylematem, w jaki sposób ocenić ten album. Czy zmierzyć go z genialnie orzeźwiającym scenę muzyki miejskiej debiutem "Original Pirate Material", tudzież epicko wyrafinowanym następcą "A Grand Don't Come For Free"? Czy raczej zestawić z dziwacznym i przeciętnym "The Hardest Way to Make an Easy Living" albo w lwiej części chybionym "Everything Is Borrowed"? W pierwszym przypadku piąty album The Streets zasługuje na ocenę minus dostateczną, bo najlepsze fragmenty "Computers and Blues" ledwie dorównują tym najsłabszym z dwóch pierwszych płyt. Jednocześnie album przy bezpośrednich poprzednikach prezentuje się prawie jak majstersztyk.

Reklama

Muzycznie "Computers and Blues" jest rozkosznie staroświecki. Nie znajdziecie tu na przykład żadnych podprogowych basów, bez których nie może się obyć żaden współczesny reprezentant miejskiej muzyki. Ale Skinner przecież nie musi spinać się, by udowodnić jaki to innowacyjny i pionierski to on nie jest. W końcu to Mike w dużej mierze wymyślił współczesną brytyjską scenę urban. Zamiast nowinek, otrzymujemy skromnie i tanio brzmiące podkłady, które przecież decydowały o surowej mocy debiutu, nagranego w sypialni na pececie. Jest trochę klasycznego uk garage, gdzieniegdzie pędzący drum'n'bass, wreszcie staroświecko brzmiący house. Wszystko jednak frapująco wyprodukowane i zaaranżowane tak, że nie ma tu mowy o brzmieniowej stęchliźnie.

Nie znajdziecie na tym albumie "highprofile'owych" gwiazd z pierwszych miejsce list przebojów czy także pierwszych stron tabloidów. Zamiast tego, patrzący wstecz wizjoner Skinner zaprosił m.in. niejakiego Roba Harveya z zapomnianego zespołu The Music. Był to strzał w dziesiątkę, bo dysponującego imponującym głosem wokalistę można określić mianem Roberta Planta pokolenia muzyki tanecznej. Zresztą posłuchajcie nawet nie singlowego "Going Through Hell", ale najbardziej atrakcyjnego na płycie "Soldiers".

Wreszcie teksty, którymi obdarzony jedynym w swoim rodzaju poczuciem humoru, ale też niesamowitym zmysłem obserwatorskim, Skinner potrafił swego czasu zrzucać z krzesła. Zdarza mu się to także na "Computers and Blues". Błyskotliwa alfabetowa wyliczanka w "ABC", ironiczny opis facebookowego romansu w "OMG", wers o wygooglowaniu ludzkich uczuć w "Puzzled By People", czy naprawdę poruszające wyznanie miłości do nienarodzonego dziecka w "Blip On The Screen".

Kiedy w ostatnim "Lock The Locks" Mike rapuje o tym, że zbiera rzeczy ze swojego biurka, wkłada je do pudełka i gasi światło, to jednak robi się przykro na sercu. Zwłaszcza, że na "Computers and Blues" znajdziemy wystarczająco dużo przyzwoitej muzyki i porywających tekstów. Wystarczająco dużo, by już za Skinnerem zacząć zatęsknić.

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Streets | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy