Dyplomaci ambasady karaibskiej

Eastwest Rockers "Eastwest.fm", Karrot Kommando

Nigdy nie było bardziej zgranej formacji
Nigdy nie było bardziej zgranej formacji 

Kuba 1200, Ras Luta, Cheeba i Grizzulah atakują po raz trzeci. Produkcje, potencjał trójki wokalistów czy chociażby status zaproszonych gości kazały spodziewać się nowocześnie uzbrojonego, jamajskiego niszczyciela na polskich wodach terytorialnych. Mocnych strzałów jest sporo, jednak idzie się przed tym obronić.

Pośród polskich nawijaczy Eastwest Rockers są zdecydowanie najbliżsi współczesnej Jamajce. Czuć to po riddimach, do których śpiewają - niech nikogo nie zdziwi, że zdarzy się coś już znanego, "pożyczonego", jak również sposobie kładzenia słów na podkład, tematach, pozycjonowaniu się zespołu na scenie w odniesieniu do głównego, "komercyjnego" nurtu. Nigdy nie było bardziej zgranej formacji, co słychać zwłaszcza w oszczędnej (ale jakże morderczo skutecznej!) "Eastwest Ambasadzie", kiedy to efektownie tasują się znakomite flow poszczególnych członków. Albo po natychmiast kojarzącym się ze Scottem Storchem utworze "Oczy wpatrzone w cel", gdzie wokale połączono tak, iż nie mogę sobie w chwili obecnej przypomnieć bardziej zaraźliwego refrenu.

Trudno nachwalić się doboru muzyki na całym "Eastwest.fm" -- odpowiednio silny "korzeń" to rzecz oczywista, ale znakomicie prezentuje się też chociażby hiphopowa reprezentacja Opola, czyli Mej i Snobe. Ghost Town rzeczywiście może być przyszłością reggae, dla wielu będzie brzmieć jak kosmita. Jeśli nawet - przyleciał z planety zdolnej, obdarzonej nie lada wyobraźnią rasy.

Nie sposób nie podziwiać zwykłej warsztatowej biegłości EWR, nawet mimo tego, że rap Cheeby wywołuje zbyt wiele skojarzeń i wciąż wymaga szlifu. Gospodarze radzą sobie tak, że na dostojnych gości - z wizytą wpadł Konshens i Jahdan Blakkamore - właściwie nie zwraca się uwagi. Tyle że ta ekipa, wówczas młodsza jeszcze sporo, miała mi na "Ciężkich czasach" o wiele więcej do powiedzenia. Z tamtego albumu z trudem wywaliłbym jakikolwiek kawałek, tym razem przy wtórnych niemożliwie sentymentalnych smutach takich jak "Nie ma miejsca jak dom" i "Stare dobre dni" ziewam, a przy "Tak niewiele czasu" czy - nota bene - "Śnie" zaczynam pochrapywać. Po więcej niż kilku przesłuchaniach nie byłbym w stanie wypisać z tych numerów choćby jednego wersu. Zniechęciły mnie całościowo na tyle, że omijać będę je już zawsze.

Owszem, są na szczęście piosenki napisane z pasją, wznoszące się ponad absolutny banał. Wysmażony w pysznym, głębokim basie "Kawałek szczęścia" to wartościowa rzecz z gatunku tych, dla których warto zedrzeć gardło na koncertach. "Mentalne getto" przynosi trochę dobrej publicystki. "Koniec już kłamstwa w mieście noży / puste ulice, puste tak jak twoje oczy" - śpiewa Cheeba. "Babilon to jest klatka / jestem pewien tak jak pewna jest ich ropa na ich statkach / pewien tak jak to, że dziennikarze giną co dzień gdzieś w wypadkach / i to, że nie zobaczysz tego w 'Faktach'" - dodaje Luta. Tylko tu akurat mam uwagę do riddimu, bo skoro zdecydowano się już na dubstepowe, basowe wiertarki, to trzeba było sprawdzić, czy mają udar, bo w pierwszym momencie musiałem się upewnić, czy aby nie produkuje tego Sidney Polak.

Ma zatem "Eastwest.fm" parę tanecznych singli na miarę co lepszych momentów poprzedniej, nierównej bardzo "Jedynej broni" - mam podejrzenie, że jeśli ktoś może ustać przy "Kiedy wchodzimy", skrycie marzy o tym, by pójść z dzielnicowym na jagodziankę. Ma parę hymnów godnych wspomnianych, debiutanckich "Ciężkich czasów". Nie jest jednak nową jakością. Kto lubił EWR wcześniej, będzie lubił nadal, może momentami sympatia przerodzi się w podziw. Sceptyk nie ma czego szukać.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas