Def Leppard "Diamond Star Halos": Powrót do przeszłości
Twój znajomy obudził się z 35-letniej śpiączki i nie chcesz zaserwować mu szoku poznawczego, gdyby miał sprawdzić nową muzykę? Spokojnie, Def Leppard doskonale cię rozumie.
Def Leppard długo nie potrafili odnaleźć się w muzycznej rzeczywistości po latach osiemdziesiątych. Ich dzieła były często krytykowane za nadmierne miotanie się i podążanie za trendami - muzycy próbowali korzystać z popularności grunge'u ("Slang"), uderzać w stronę miałkiego, przesłodzonego pop-rocka ("X") czy bardzo odtwórczej szeroko pojętej muzyki rockowej ("Song From The Sparkle Lounge"). Z czasem kompletnie zatracała się tożsamość zespołu.
Pomysł z powrotem do tradycyjnego brzmienia lat 80., kiedy Def Leppard święcili triumfy, wydaje się co prawda spóźniony o parę lat. Ale czy w jakikolwiek nietrafiony? Biorąc pod uwagę znaczną zawartość płyty, wątpię.
Dobrze, "Diamond Star Halos" w żaden sposób nie nazwiemy albumem wybitnym. Jednak podsunięty nieświadomemu słuchaczowi, zapewne zostałby skwalifikowany jako krążek co najmniej 35-letni, miejscami wręcz zahaczający nawet o końcówkę lat siedemdziesiątych. Niesamowite, z jaką łatwością udało się uchwycić ten klimat.
Owszem, Leppardzi zahaczają miejscami wręcz o autoplagiat, jak w "Fire It Up", który mógłby z powodzeniem znaleźć się na "Hysterii". Ale jeżeli szukacie dynamicznego, przebojowego rocka, który może jest i nieco przesłodzony, ugładzony, ale refreny i riffy ma wybitnie zaraźliwe, a groove nie pozwala trzymać głowy w miejscu, jesteście na miejscu. Nie wierzę, że wyklaskane "Kick" czy wybitnie stadionowe "All We Need" nie utkwi wam w głowie na dłużej, a "Gimme A Kiss" (świetna partia basu!) nie uruchomi w was chęci grania na gitarze powietrznej.
Gdyby Def Leppard ograniczyli się do tego schematu, byłoby świetnie. Niestety, formuła okazała się dla muzyków w jakiś sposób niewystarczająca. Stąd po pewnym czasie wkradają nam się piosenki wykraczające poza tradycyjne brzmienie, które zdominowało główny nurt gitarowy w latach osiemdziesiątych. I są to ewidentnie najsłabsze momenty tej płyty.
"This Guitar" i "Angels (Can't Help You Now)" to nadęte power ballady rażące patosem. O "Lifeless" wszystko mówi w zasadzie tytuł piosenki - to twór płaski, nudny, przezroczysty i pobawiony energii oraz jakiejkolwiek inwencji. Zwrotki "Unbreakable" ze sztywniutkim automatem perkusyjnym miały pewnie mrugać w stronę nowoczesności, a ostatecznie rażą archaizmem. Co brzmi o tyle zabawnie, że mamy w końcu do czynienia z płytą pełną piosenek mrugających do przeszłości, jak się tylko da.
Te wyskoki działają bardzo na niekorzyść krążka. Szczególnie że "Diamond Star Halos" trwa nieco ponad godzinę, więc spokojnie można było pozwolić sobie tu na parę cięć. Gdyby ich dokonano, postawiono dużo bardziej na spójność, ocena byłaby zdecydowanie wyższa.
Def Leppard, "Diamond Star Halos", Universal Music Polska
6/10