Ciepło brazylijskich plaż

Ive Mendes "Magnetism", Sony Music

Okładka albumu "Magnetism"
Okładka albumu "Magnetism" 

W kategorii "muzyka pościelowa" to jeden z najlepszych albumów w tym roku. Ive Mendes prezentuje muzykę relaksującą, zmysłową i pięknie wykonaną.

Kompozycje Ive, niezależnie od ich tempa, a jest ono zazwyczaj niespieszne, tętnią życiem za sprawą bogatej aranżacji. Duża w tym zasługa producentów związanych z Sade - Robina Millara i Marka Smitha. Ten pierwszy odkrył Ive kilka lat temu, nagrał z wokalistą jej debiutancki album i zaczął prace nad kolejnym. Z różnych powodów dzieła nie mógł dokończyć i polecił jej Smitha? Co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo muzyk, oprócz tego, że współprodukował, aranżował i miksował utwory, zagrał w nich również na basie. A partie basu na "Magnetism" są fantastyczne, zaryzykował bym nawet stwierdzenie, że urok tego wydawnictwa właśnie basem stoi.

Album składa się z dwóch płyt, które stanowią dwa oblicza muzyki Mendes - na pierwszej mamy utwory balladowe, smoothjazzowe, jest tu także kilka coverów (m.in. "Yellow" Coldplay czy "I Don't Want To Talk About It" Roda Stewarta), druga - w większym stopniu autorska - to żywsza rytmika, więcej popu i tanecznych brzmień.

Obie odsłony spaja ciepło - słuchając "Magnetism" możemy poczuć pod stopami piasek brazylijskiej plaży... Nie ma tu ani grama wielkomiejskich zgrzytów, chaosu, zagubienia, zamiast tego mamy przestrzeń, rześkie powietrze, brak pośpiechu (kto dziś w Warszawie czy Nowym Jorku ma czas na słuchanie dwupłytowego albumu?), falujące na podobieństwo morza subtelne partie smyczkowe i dęte, romantyczną gitarę akustyczną oraz miły dla ucha wokal z nutą metaliczności.

Szkoda, że Ive upiera się przy śpiewaniu większości tekstów w języku angielskim. W portugalskim brzmi dużo lepiej, naturalniej, a także bardziej egzotycznie. Najważniejsze są jednak bardzo udane kompozycje. Świetnie słucha się "Passaporte", utworu napisanego jeszcze w 2002 roku, dobre wrażenie robią również finałowy "Around The Sun", tytułowy "Magnetism", a także "I Don't Wanna Know" czy "Be With Me Tonight".

Jeżeli dość prowizorycznie podzielimy albumy na takie, które wymagają bezwzględnego skupienia i takie, które są znakomite jako tło dla innych czynności, to "Magnetism" należy zaliczyć do tej drugiej grupy. To album bardzo łatwy i przyjemny w odbiorze, z powodzeniem może posłużyć jako towarzysz romantycznego wieczoru.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas